Właśnie, ja też na początku starałam się podnosić dla kogoś, tzn. dla synka i męża, po paru miesiącach zdarza mi się podnosić dla samej siebie i gdy się wydaje, że droga strasznie pod górę, ale za to już prosta, a nie straszliwie kręta, to nagle spadam, nagle wraca ze zdwojoną siłą wspomnienie i ból, obraz wydarzeń z dnia śmierci Kasiuni i gorycz, że nie został on również dniem mojej śmierci, choć była już na wyciągnięcię ręki... Zaczynam wspinaczkę od nowa... mama Jacusia i Kasiuni (*+18.07.2008-39tc.)
|