Czuję się podobnie. Ale ponieważ żałoba to proces, są już chwile (bo jeszcze nie całe dnie), kiedy jest mi lżej. Choć idzie mi wolno, to jednak brnę do przodu. Po tygodniu od śmierci Hani włączyłam po raz pierwszy wiadomości w radiu. Słuchałam niecałe 10 minut. Tydzień później zaczęłam przeglądać Internet. Po kolejnych kilku tygodniach wróciłam do pracy. Spotykam się z przyjaciółmi. Wracam do życia, choć jeszcze we wrześniu nie miałam motywacji, żeby wstać z łóżka. Wracam. Powoli i bez pomysłu na przyszłość. Jeszcze nie wiem, jak żyć. To pytanie wciąż mnie przerasta. Dlatego na razie trwam. Z dnia na dzień. Ale Ty też się podnosisz, choć wydaje Ci się, że nigdy nie wyrwiesz się z rozpaczy. Ale przecież napisałaś tutaj. Kilka miesięcy temu nie miałaś na to siły, prawda? Niektórzy mówią, że terapią na rozpacz jest maleństwo pod sercem. Ale ja też nie jestem gotowa na przyjęcie kolejnego dzieciątka. Pragnę opiekować się Córeczką, której już nigdy na tym świecie nie przytulę. Koszmar. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Mam jednak nadzieję, że kiedyś znajdziemy w sobie siłę, by znowu chcieć dać Nowe Życie. Przytulam Cię mocno i życzę wiary w to, że nasze życie ma jakiś sens, choć dzisiaj go nie dostrzegamy. sama - mama Hanulki (+18.09.2007, 37tc.) i Łukaszka (*28.04.2009)
|