Niedługo minie rok od momentu gdy byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Czułam się taka wyjątkowa i ważna, bo nosząca w sobie Nowe Życie. Mimo całego trudu ciąży, złego sampoczucia, częstych pobytów w szpitalu wiedziałam, że na końcu jest światełko - moje upragnione dziecko. A potem nastąpił ten gorący sierpniowy dzień i moje słowa, że nie czuję ruchów dziecka. Wywołany poród, ból, łzy i moment gdy mogłam choć przez chwilkę zobaczyć Aniołka, który jeszcze kilka dni temu dokazywał w moim brzuszku i słuchał bicia mojego serduszka. Do końca ciąży zostały dwa miesiące, krótkie dwa miesiące....których nie dane było nam już przeżyć razem. Dziś po właściwie już 5 miesiącach po stracie nie czuję się lepiej. Ciągłe pytania dlaczego ja i moje upragnione, jedyne dziecko???Rozdrapywanie ran, płacz na Jego grobem, Jego zdjęcie z usg nad łóżkiem tulone przy zasypianiu. A przecież Jego miałam tulić...a nie zimne zdjęcie. Przez te kilka miesięcy żyłam nadziejami i marzeniami: jaki będzie miał charakter, do kogo będzie podobny...jak będzie się uczył, kim będzie w przyszłości. Tak bardzo wybiegałam myślami do przodu. Teraz wiem, że na marne. Mam nowe mieszkanie, które zresztą było przygotowywane specjalnie dla Kubusia, cóż z tego skoro nie cieszy. Jest bez dziecięcego łóżeczka, bez śmiechu i płaczu Mojego Szkraba. Bez Mojej Nadziei. Teraz dostałam znów zielone światło...ale ja nie chce innego dziecka, chcę mojego ślicznego Synka. Jak mam żyć skoro On nie żyje. Jak mogę żyć, ja Matka....?? Czytałam Wasze posty przez te wszystkie długie miesiące po stracie Kubusia. Czytałam i płakałam nad każdym z nich z osobna. Ale przyszedł moment, że chciałam podzielić się moimi uczuciami i bólem, który wiem że nie minie nigdy.
|