11.06.2006r.tego właśnie dnia skończyło się wszystko.Małe skrzyżowanie między blokami i młodzi ludzie wracający z wesela i na ich drodze mój mąż z Julunią.Rozbawieni jadą nie ustępując pierszeństwa,ignorując znak STOP wieżdżają prosto w samochód mego męża,prosto w drzwi przy których siedzał mój aniołek.Nie pomógł fotelik,pasy. Uderzenie było tak silne że kruszynka nie miała żadnych szans.Ona odeszła,mąż bez większych obrażeń podobnie jak sprawca 19letnia dziewczyna mająca prawo jazdy od trzech miesięcy.Tylko Julcia....................to tak bardzo boli.Żyję bo żyję właściwie dniem dzisiejszym , nie myśląc o jutrze.Wierzę w to że jeszcze się spotkamy tam w niebie , że jeszcze ją utulę,wycałuję, poczuję, dotknę...... AGABANDO
|