Wspomnienia wracają jak bumerang. Nie ma dnia, ani godziny kiedy nie myślę o tym strasznym dla nas wszystkich w domu dniu. Taki sobie beztroski wyjazd latem nad morze. Ja też nie miałam żadnego przeczucia, że coś się stanie. Czasami myśl, że jestem złą mamą doprowadza mnie do szaleństwa. Jak mogłam nie wiedzieć, że coś się stanie? Jak mogłam tak beztrosko sobie gawędzić z mamą kiedy w tym czasie umierał mój syn? Dlaczego nie czuło moje serce, że mojemu dziecku dzieje się coś złego? Nawet po telefonie, że Maciek gdzieś zniknął nie pomyślałam, że on właśnie się utopił. Pobiegliśmy na plażę i siedziałam z oczami wlepionymi w szalejące morze i z rzeczami Maćka w objęciach i nadal nie docierała do mnie prawda. Byłam przekonana, że zaraz do mnie podbiegnie, zdziwiony, że ja tam siedzę. Czy ja jestem nienormalna? Minęło 7 miesięcy a ja nadal w to nie wierzę. Nadal czekam na niego w domu. Tak to prawda, że w pracy jest lepiej. Zwariowałabym, gdybym wciąż siedziała w domu. Kiedy wchodzę do domu po pracy, zaczyna się czekanie, ale ja nie wiem na co. Przeczekuję życie? Tak pamiętam dobrze ten dzień, ale tydzień szukania i oczekiwania na odnalezienie, trochę mi ucieka. Pamiętam tylko, że prawie nic nie mówiłam i masę telefonów z policji, straży granicznej itd. No i ten ostatni telefon ze straży- Odnaleziono ciało proszę przyjechać na identyfikację. Wtedy też nie wierzyłam że to był mój syn. Ale był niestety. 14 lutego skończyłby 19 lat. Boję się, że już nigdy nie zacznę normalnie myśleć. Mocno ściskam i zapalam światełko dla naszych dzieci, za którymi zawsze będziemy tęskniły. (*)(*)(*). T.S.
|