Nie wiem akemii, może tak to działa, że strach pozostaje już zawsze? Ja dotychczas wierzyłam, że pewne problemy po prostu nas nie dotyczą. Pojawiają się w filmach, w opowieściach znajomych. Ale to tylko tam. I nagle stało się coś tak strasznego. Ja nigdy nie bałam się, że stracę swoje Dziecko. W najczarniejszych snach nie myślałam, że taka tragedia może nas dotyczyć. Teraz już wiem. Życie jest przewrotne. Nieprzewidywalne. I we mnie akurat strach pozostanie chyba już do końca. Martwie się o Dziecko, o Męża, o Rodzinę. Ale myślę, że to naturalna reakcja. I też wcale nie oznacza to, że straciłam wiarę w to, że będzie dobrze. Może warto potraktować tą tragedię jako cenną naukę. Bo strach jest. Ale jest też większa świadomości ogromnej wartości tego co mamy. Bliskich, których mamy. Myślę, że dzięki temu będziemy też lepszymi Rodzicami dla swoich kolejnych Dzieci. Chociaż może bardziej przewrażliwionymi ;) Pamiętam, jak niedługo po naszej tragedii pisałam z jedną dziewczyną na forum sprzedażowym (szukałam malutkiej białej sukieneczki dla naszej Malwinki, do trumienki). Ta dziewczyna mi wtedy napisała, że tak często denerwuje się, że jej mała Córeczka wciąż płacze. Napisała, że dopiero przy okazji mojej historii, zdała sobie sprawę z tego, że nie doceniała, jakie to ważne, że ten płacz w ogóle jest, że może go słyszeć. Wzieła swoją Córeczkę w ramiona i zaczęła płakać razem z Nią... Coś w tym jest... . Jola, mama Malwinki (*+9.10.2014 r., w 40tc) i Martynki w brzuszku
"Ludzie marzą o Aniołach - niektórzy mieli takie szczęście by trzymać jednego z Nich w ramionach..."
|