udało się!!!hurrra!!18 stycznia w 34 tyg ciąży trafiłam do szpitala z podejrzeniem zagrażającego porodu przedwszesnego..Akcję udało się zatrzymac aż do 38 tyg ciąży (wygladałam jak słonica:)!!)13 lutego w WSS w Olsztynie (pod czujnym okiem dr Kozerskiego)drogą cc przyszli na świat moi chłopcy:) o godz. 11.00 ur. się Michałek (3000g, 52 cm)zaś 2 min pożniej jego braciszek Wojtuś (2800g, 53 cm). Długi czas nie wierzyłam, że mam ich przy sobie. Nawet na sali operacyjnej pytałam z milion razy czy na pewno żyją i czy wszystko z nimi ok pomimo iz słyszałam jak dra się w niebogłosy!!Chłopcy dostali po 9 pktów i po 6 dniach zostaliśmy wypisani do domu. Rozwijają się dobrze, na dzień dzisiejszy ważą prawie po 5 kg. Co dzień dziękuję, że ich mam..ogromne zmęczenie i natłok obowiązków ciągle dają zna o sobie stąd wpis dopiero teraz..
Jestem osobą wierzącą (oczywiście nie obyło się bez chwilowego załamania wiary po śmierci Jasia)i całą ciążę odmawiałam litanie do św Tadeusza Judy, nie mówiąc już o prośbach o opieką nad nami do mojego aniołkowego synka..Tak, to jego zasługa.. Zabrano mi jedno dziecko..oddano z nawiązką..łapię się na myślach, że gdyby nie śmierc Jasia mogłoby nie byc Michała i Wojtusia.. Nadal nie ma dnia abym nie myslała o Jasiu, kiedyś chyba bardziej skupiałam się nad moim losem, nad tym jakie cierpienie mnie spotkało a dziś nad tym co omineło mnie jako matkę..dziś to widzę..że nie ujrzę jego usmiechu cudownego, pierwszych kroków..ale dzięki niemu mam dwóch cudownych synów.. Ciąża była drogą przez mękę..radośc mieszała się ze strachem..jednak z przewagą tego drugiego..w ostatnich dniach w szpitalu ciągle słuchano mi tętna..umierałam z lęku kiedy dzieciaki nie ruszały sie dłużej niż 1-2 godz..na oddziale patologii przez ten miesiąc widziałam prawie wszystko - matki wcześniaków walczące o ich życie (najmniejsze 800 g), ciąże zagrożone skrajnymi przedwczesnymi porodami(dziewczyny na stałe w łóżkach), ciąże wysokiego ryzyka (matki z różnymi chorobami)..każda z nich dzwigająca swój krzyż..a wśród nas kobiety, też matki przychodzące do naszych łazienek na papieroska.."Dziwny jest ten świat"...
Dziękuję Wam za to, że mogłam i mogę Was czytac..zawsze mało się udzielałam ale byłam na bieżąco..wiedziałam do dnia porodu co u Was - dziś z racji absorbujących moich uwagę Skarbeczków nie mam czasu na nic. Trzymam za każdą z Was osobna kciuki - Wam też się uda!! Dziś po 15 mies od smierci pierwszego dziecka - Jasia, mogę powiedziec ze jestem szczęsliwa..że spełniam się jako matka choc nie wierzyłam ze dostąpię tego zaszczytu..Szczególne miejsce w moim sercu zajmuje mój Anioł i tak już zostanie na zawsze..nadszedł chyba ostatni etap - pogodzenia się z losem.. Ewelina; mama Aniołka Jasia urodzonego martwo w 41 tygodniu ciąży (*+25.12.2011)oraz ziemskich bliźniaków: Misia i Wojtusia (*13.02.2013) "Nic tak nie boli jak śmierć spełnionego marzenia"
|