Dzieci nieba (Jean Toulat)
 
To już piętnaście lat! Wciąż mi brzmi w uszach rozdzierający noc dzwonek telefonu. Właśnie zmarło dziecko. Miał szesnaście lat. Jego życie, życie małego uciekiniera, stało się "zbyt skomplikowane". 
 
Każde dziecko jest jedyne, nawet jeśli należy do rodziny wielodzietnej, a Bóg wie, jak liczna jest nasza rodzina od czasu, gdy z organizacją "Enfants du Mekong" (Dzieci Mekongu) idziemy przy boku umęczonej młodzieży z Azji południowo-wschodniej. Tak, tylko jeden Bóg to wie, ponieważ On rozumie, co to znaczy być Ojcem tak licznej rodziny. Nie ma końca wyszarpywania kawałków naszego ciała. Choroba, ale również bomby, napalm, głód, rozpacz, której źródłem jest wyszydzona miłość.
 
Do tego nie można się przyzwyczaić. W moim biurze jest zarezerwowana jedna ramka na zdjęcia tych dzieci, które już odeszły. Kto poza nami zna ich historię? Kto zachowuje w pamięci ich twarze? A my - jakże ich kochamy! Lata mijają, fotografie nakładają się na siebie. Tak w obliczu zmarłego dziecka - jak już powiedziałem - nie można pytać o statystykę zgonów, o jego wyznanie, środowisko społeczne czy rasę dziecka; rodzice, którzy to wszystko przeżyli, zrozumieją też dramat innych, nawet bez konieczności rozmawiania o tym ze sobą. 
 
Fragment Wprowadzenia
 
Dzieci nieba
JEAN TOULAT
Wydawnictwo WAM 
Kraków 2001