Witam Was Drgie Aniołkowe Mamy,
od jakiegoś czasu jestem na forum i
musze przyznać, ze baaaardzo mi pomogło. Pisałam już o mojej historii, ale nie
wspomniałam, ze mój synek zmarł na wskutek całkowitego odklejenia się łożyska. Do tej
pory nie mogę w to uwierzyć, bo nie było (jak twierdzą lekarze) żadnych typowych objawów.
Cała ciąża przebiegała książkowo, wszystkie wyniki miałam zawsze bardzo dobre, pozostało
czekać jedynie na szczęsliwe rozwiązanie. Trafiłam do szpitala w 36tc, kiedy zaczęły sączyć
się wody płodowe. Tak bardzo się cieszyłam, ze lada chwila zobaczymy nasze upragnione
dzieciątko. Po przyjeździe do szpitala, zrobiono mi KTG, moja doktor prowadząca jeszcze
prze- przebadała mnie ginekologicznie, pobrano krew i podano zastrzyk na otwarcie się płucek
Dzidziusia (kolejny miał być podany późnym wieczorem).Wszysko wskazywało, ze idzie
"wysmienicie". Całą noc przespałam bez bóli, dopiero wczesnym rankiem się zaczęły
- niereguralne kłucia w dole brzucha (typowe ponoć), znośne i wyczuwalne (zdaniem położnej)
tętno Maleństwa. Nagle niepokojąca krew i szybka decyzja o cesarskim cięciu. Kubuś urodził
się martwy. Bez słowa wyjaśnienia, usłyszałam, że takie rzeczy się zdarzają! żadnych
konkretów. Medycyna okazała się tutaj bezsilna. Ja tego po prostu nie pojmuję. Dziewczyny
może Wy miałyście podobny przypadek? Jakie są objawy, co mogło być przyczyną??? Już nikt i
nic nie zwróci mi dziecka, ale co zrobić, by nie dopuscić do takiej sytuacji ponownie?
Proszę, napiszcie, bo odchodzę od zmysłów. Cały czas zyję w przekonaniu, ze mogłam coś
zrobic, ze to moja wina, że moje dzieciątko udusiło się przez moja nieuwagę! Nigdy nie
pogodzę się z jego smiercią, modlę sie o siły, by nauczyć się zyć z tym niesprawiedliwym
losem :-(
Mama Aniołka- Kubusia (ur/zm. 15.06.2009r) <***>
|