mso-bidi-language: AR-SA">Większość rytuałów ma bardzo głębokie znaczenie, dlatego powiem od
razu - nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że żałobę nosi się w sercu, bo z tego łatwo
wyciągnąc wniosek, że sformalizowanie zasad związanych z zachowywaniem się wobec
śmierci nie ma sensu, że to pusta forma. Pogrzeb - symboliczne zamknięcie pewnego
etapu, unaocznienie bliskim, że osoba chowana odeszła. Wcześniej coraz już rzadszy
zwyczaj czuwania - pożegnanie. Jeszcze wcześniej obmywanie zmarłego, ubieranie -
kiedyś robiła to rodzina. Stypa - dziś często dziwi, coraz rzadziej urządza się je w
dużych miastach. A przecież one miały na celu umożliwienie rodzinie porozmawiania o
zmarłym, symboliczne zapoczątkowanie pierwszego etapu żałoby i zwerbalizowanie emocji,
co jak dzisiaj przyznają terapeuci jest niezbędne, żeby wrócić do życia. Żałoba to coś
więcej niż czarny strój, to przecież również pewien tryb życia - bez przyjęć, zabaw,
tańców. Nie bezsensowne zakazy, ale chronienie osób w żałobie. Te normy dawały
gwarancję, że osoba w żałobie będzie odpowiednio traktowana, że nikt nie będzie
zapraszał jej na radosne uroczystości, że w miarę możliwości będzie się jej oszczędzać
widoków normalnego życia, które przecież tak wtedy drażni. Te normy miały
/>jeszcze inne uzasadnienia. Określanie czasu żałoby w zależności od stopnia
/>pokrewieństwa i związane z żałobą zakazy dawały czas na pogodzenie się ze stratą, na
opłakanie jej. Żałoba sprawiała, że osoby po śmierci kogoś bliskiego nie czuły nacisku
na szybki powrót do normalnego życia. Wreszcie jeszcze jedno uzasadnienie. Nie zawsze
śmierć bliskiej osoby była powodem do rozpaczy. Z różnych powodów nie ma czasem
prawdziwej więzi między pozornie najbliższymi. Wtedy załoba jest odczuwana jako coś
narzuconego. Ale nawet wtedy ma głęboki sens, chodzi o to, żeby nie podkopywać
podstaw, na których zbudowano społeczności - szumnie brzmi, ale jak to inaczej ująć? A
jedną z takich podstaw są więzi rodzinne. To nie hipokryzja, ale zakaz manifestacji
przeciwko normom, bez których taki kształt społeczności jaki znamy, rozpadłby się. On
zresztą dzisiaj rozpada się (przekształca?). Odchodzą różne zasady i rytuały, ale bez
nich jesteśmy bezradni, powstają więc poradniki jak traktować osoby po stracie
/>kogoś bliskiego. Te poradniki nie są niczym innym jak próbą odkrywanie rzeczy dawno
odkrytych (ok - gwoli sprawiedliwości są też próbą dostosowania różnych norm do
współczesności). I czy odchodzenie od rytuałów związanych ze śmiercią jest jednym ze
skutków tych przekształceń(rozpadu?) czy jedną z przyczyn? Pytanie z natury czy
pierwsze jajko czy kura. Niewątpliwe jest to związane z tym, że śmierć stała się
tematem tabu. Z różnych powodów. Trochę dlatego, że odchodzimy od wiary, że coraz
mniej osób jest głeboko przekonanych, że śmierć to początek innego życia. Ta myśl, że
to koniec wszystkiego budzi przerażenie. Ale chyba jeszcze w większym stopniu wpływa
na to co się dzieje, fakt że śmierć stała się czymś niecodziennym. Kiedyś gdy granica
długości życia była znacznie niższa, ze śmiercią oswajano się w dzieciństwie. Nie
sposób było dożyć dorosłości nie tracąc nikogo. Traciło się rodziców, rodzeństwo,
później dzieci, meżów, żony itd. więc śmierć mimo, że wiązała się z rozpaczą była
czymś naturalnym. Sądzę, że dzięki temu ludzie mieli poczucie, że śmierć jest
/>nieodłącznym elementem (końcem) życia. My trochę udajemy, że śmierci nie ma, śmierć
traktujemy jako przegraną lekarzy, i dlatego śmierć nas uderza podwójnie. Również
dlatego inni nie umieją z nami o tym rozmawiać.
Wszystko to o czym piszę wyżej
przeżyłam na własnej skórze. Wszystko to o czym piszę, nam okazało się bardzo
potrzebne. Czuwanie przy zmarłym - namiastką było pożegnanie z Natalią w szpitalu.
/>Mieliśmy ogromną potrzebę potrzymanie jej jeszcze w ramionach, przytulenia. Obmyliśmy
jej buzię, poprawiliśmy kołderkę, w którą była zawinięta. Wszystko się buntowało
przeciw temu, żeby ją tam zostawić i pozwolić zabrać ją do kostnicy, to było
nieludzkie. Czuliśmy, że naturalne byłoby zabranie jej do domu. Naturalne byłoby gdyby
to któreś z nas włożyło ją do trumny, a nie wynajęta osoba w zakładzie pogrzebowym.
Pogrzeb był rzeczywiście unaocznieniem tego co się stało. W moim przypadku pogrzeb
zapoczątkował proces wychodzenia z szoku. Żeby pogodzić się ze śmiercią i za jakiś
czas wrócić do życia, trzeba w nią uwierzyć. Nie było typowej stypy, ale
przyjechali do nas rodzice. Razem oglądaliśmy zdjęcia, razem płakaliśmy. Na
Sylwestra nigdzie nie poszliśmy. Ale i tak na dopadł. Sztuczne ognie widać było przez
okno, nie można było uciec przed radosnym hałasem - koszmar.
Na koniec
ciekawostka - nie do końca nie na temat. Niedawno spotkałyśmy z Anią w sprawie
artykułu z psychoterapuetką zajmującą się ludźmi po stracie dziecka. Stanowisko
terapeutów jest następujące: po śmierci dziecka ludzie nie powinni decydować się na
następne przed upływem roku (część mówi nawet o dwóch latach). Czyli dokładnie tyle,
ile trwa formalna żałoba. Dlaczego? Z ich doświadczeń wynika, że ludzie, którzy
wcześniej decydują się na ponowne rodzicielstwo mają problem z akceptacją nowego
dziecka, to dziecko często jest wtedy zamiast. Co jeszcze ciekawsze - kobiety
zachodzące szybko w ciążę po stracie dziecka mają bardzo często problemy z jej
utrzymaniem. Procent zagrożonych czy wręcz niedonoszonych ciąż jest znacznie wyższy
niż u reszty ciężarnych.
style="mso-special-character: line-break" />
|