Witam, Czytam te wpisy i nadal nie rozumiem Boga, jego zamierzeń.... Ponad tydzien temu poronilam mojego synka (16tc).Obwiniam lekarzy, jezdzilam kilka razy do szpitala z krwawieniem, ale nie chcieli mnie przyjac. Dopiero kiedy dostalam skurcze i krwotok to mnie przyjeli. Ale bylo za pozno bo juz zaczela sie akcja porodwa. Moj synek zyl do konca, mialam przed samym porodem robione USG i zyl.Ja do konca wierzylam w Boga, w to ze tym razem mnie nie zawiedzie. Pisze tym razem bo 8 lat temu na moich oczach , mojej mamy i mojego rodzenstwa w mojego tate, ktory przechodzil przez pasy wjechal rozpedzony samochod.Tato po 3 dniach zmarl.Samochod prowadzil lekarz, oczywiscie po znajomosci zostal w sadzie uniewinniony a tate uznano za winnego, ze wtargnal pod kola....Jaki ja wtedy czulam zal do Boga, ile mialam pretensji. Jak mogles zabrac nam tate? Teraz lezac w szpitalu wierzylam do ostatniej chwili, powtarzalam sobie "nie pozwolisz na to Panie, nie wierze ze mi zabierzesz naszego synka". Stalo sie inaczej. Czuje zal, pustke, nie mam sily......Pytam dlaczego? Nie uwazam sie za osobe nader praktykujaca i na tyle silna zeby doswiadczac takich rzeczy.Czy ON nie widzi ze ja juz wiecej nie zniose? Nie umiem juz, nie mam sily.... Tak mi zle.
|