dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> ROZMOWY O WIERZE
Nie jesteś zalogowany!       

Moje piekło-nieboHits: 812
Lonia  
04-08-2006 15:16
[     ]
     
Dziecięca zabawka zaowocowała w moim życiu przemianą. Moją intencją napisania tego tekstu jest oczyszczenie i uzdrowienie żalu, który jeszcze czuję w sobie. Ostatnie lata mojego życia były bardzo trudne, mimo to uważam, że były błogosławieństwem. Chcę to opowiedzieć: Rodzi się mój syn. Diagnoza brzmi: liczne wady wrodzone, nie wykształcone nerwy wzrokowe w łonie matki, wodogłowie, rozszczep kręgosłupa. Zdrowe jest tylko serduszko. Ostatnie słowa lekarzy: "Podpisz zgodę na leczenie, to i tak nie będzie żyło". Czuję potworny opór w sobie na te słowa. To niemożliwe, to przecież nie jest to - to jest mój syn. Dlaczego mówią o nim to. Mija pół roku, mój syn nadal żyje. Dostaję go na ręce z całą listą tego czego nie będzie robił: nie będzie sam jadł, nie będzie się sam załatwiał, nie będzie widział, nie będzie nawet siedział. Słowo NIE tłucze się po mojej głowie. Przyglądam się tym niewidomym oczkom, tulę mojego syna i czuję, że on tu jest. To nieprawda co oni mówią. To nie prawda. Chodź do mnie, tylko nie umieraj. Te słowa powtarzam przez wiele lat. Kolejna diagnoza: medycyna nie może nic zrobić, jeszcze parę lat temu, te dzieci zostawiało się aby umarły. Boże co ja mam zrobić? Zaszłam w ciążę w momencie, kiedy bardzo dopominałam się o drogę. Jeżeli taka była Twoja odpowiedź, to pokaż mi teraz, co mam robić. I zaczyna się karuzela w medycynie naturalnej. Mimo, że docieram do super uzdrowicieli (to okres, kiedy jeszcze kupuję zdrowie) wszędzie słyszę; "nie mogę pomóc Pani synowi, może to zrobić tylko Pani". Wtedy zderzam się jak z czołgiem z prawem karmy. Nic nie rozumiem, co oni do mnie mówią? Jeżdżę z moim synem ogłupiała z lęku po całej Polsce. I wszędzie dostaję dyplom oraz słowa: "to może zrobić tylko Pani". Mój syn ma trzy lata. Postanawiam skończyć z tym. Odkładam dyplomy i siadam na trawie. Zaczynam rozmowę z Bogiem, bardzo ostrą rozmowę. Moim celem nie jest gromadzenie dyplomów, moim celem jest pomóc mojemu synowi. A Bóg, jak to Bóg, przytulając mnie szepnął: "Zacznij się odkłamywać". Pojawia się koło mnie książka L.Hey. Wypisuję na kartce wady mojego syna, dopisuję z tej książki stan umysłu który je spowodował. I tutaj jak grom z jasnego nieba spada na mnie świadomość: moje skondensowane myśli i wszystkie wyparcia dostałam na ręce, ponieważ nie chciałam się do nich przyznać nawet przed samą sobą". A przecież powtarzamy: "I słowo ciałem się stało". To małe ciałko mieściło w sobie wszystkie swoje i moje wyparcia. Nie umiałam w tym okresie mojego życia odwrócić wzroku do siebie, no więc przyszedł ktoś, kto mi to przypominał godzina po godzinie. Poziom autoagresji w tym mały ciałku był tak duży, że ataki epilepsji targały moim synem kilka razy w tygodniu. A moje poczucie winy osiągnęło szczyt nie do pokonania dla mnie. Wokół mojego domu zaczęli pojawiać się ludzie potrzebujący pomocy. I oczywiście ja pomagałam wszystkimi metodami, jakie tylko znałam. Ale moje otwarcie na ludzi, pozwoliło się także pojawić nauczycielom duchowym. Dobrze, że chociaż tutaj miałam jasne stanowisko, które mam do dzisiaj. Nie chcę duchowości w niebie, Boga, który jest poza mną. Jeżeli otworzę się na duchowość, to tylko taką, która będzie mi pomagała w życiu codziennym. Mijają lata. Moje życie wywraca się do góry nogami. Odchodzę od męża, ponieważ nie mogę znieść jego pogardy i odrazy do syna. Zakładam Centrum Terapii Naturalnych ISKIERKA i tam pojawiają się ragreserzy, dzięki którym zaczynam poznawać przyczyny moich wyborów. Obecnie nie prowadzę juz centrum, a kiedy piszę te słow mój syn już nie żyje. Odszedł w marcu tego roku (2006). Mogę powiedzieć, że jestem dumna z siebie, ponieważ wykonałam kawał dobrej roboty. Wydostałam się z piekła, które sama stworzyłam w moim umyśle. Pomogłam także duszyczce, która przyszła do mnie i nie według tego co uważałam, że jest dla niej dobre ale według prawa Bożego które mówi, że każdy z nas ma wolną wolę. I mój syn też ją miał, mimo tego, że był taki malutki i bezradny. Odchodził bardzo spokojnie, trzymany za rączkę i pogodzony. Co na pewno zaowocuje zupełnie innym przyjściem, jeżeli takowe wybierze. A żal, który czuję, co to takiego jest? Jest to żal za tym co potrafił już wyrażać mój syn. I rozdawał to każdemu, kogo spotkał. Jak odchodził był już chłopcem, który widział, jeździł z opiekunem do pracy, kochał jeździć autobusem. Mówił tylko to co chciał i dokładnie pokazywał: Ja tego chcę. Pięknie mu to wychodziło, a ja nauczyłam się tego od niego. Dlatego twierdzę, że nasze wybory owocują naszymi doświadczeniami. Obyśmy umieli je sobie wybaczyć. Lonia 


  Temat Autor Data
*  Moje piekło-niebo Lonia 04-08-2006 15:16
  Re: Moje piekło-niebo malgos 20-08-2006 01:39
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora