powiedzieć, że wszystko, co się wydarza w naszym życiu, i to małe i to wielkie, pozostaje w jakiś sposób w nas. Można próbować się od tego odcinać, ale pamięć nam tak do końca nie pozwoli na to. To nas zmienia, bo nie daje się już żyć tak, jak kiedyś. Tylko jak nas zmienia? A może właściwsze pytanie brzmi: jak mnie zmienia? bo przecież każdy z nas jest inny. Jeśli nawet po największej tragedii umiem sięgnąć do pokładów dobra, które są we mnie, umiem dawać dobro wokół siebie, to chyba znaczy, że w jakiś sposób, pomimo wszystko, umiem żyć. Nie wszystko da się zrozumieć, ale dobro będzie zawsze potrzebne. A czym jest to dobro w moim konkretnym przypadku? Dla jednych będzie to zbawianie świata, a dla innych coś bardzo bardzo małego, jak choćby właściwy znicz we właściwym momencie, jak ten z historii opisanej w jednym z wątków tego forum.
|