Mija 11 miesięcy od śmierci mojego Misia a ja ciągle rozpamiętuję ten dzień. Michał był dzieckiem bardzo głeboko uposledzony, ale przez 23 i pół roku udawało nam sie skutecznie chronić Go. Jak na swoją chorobę był dzieckiem nad wyraz odpornym, szybko zdrowiał po kazdej chorobie ataki padaczki, wszelkie dolegliwości żoładkowe stały się dla nas normą. Wyjeżdzaliśmy co roku na wakaqcje a 3 lata temu polecieliśmy do Grecji samolotem. Staraliśmy zyć normalnie dla Misia i drugiego syna. Misiu nie widział nie mówił nawet nie gaworzył ale rozumieliśmy się bez słów, on czuł nasze nastroje a my Jego. I w zeszłym roku zachorował, antybityki nie działaly , wylądowaliśmy w szpitalu nadal nie było poprawy a nawet gorzej, przewiezli nas na OJOM intubacja i podłączenie do respiratora. Po tygodniu czułam,że Misiu z tego nie wyjdzie codziennie mówiliśmy żeby walczył, ze zawsze Mu sie udawało ale z dnia na dzien nie było lepie dzień przed Jego smiercią byłam na pogrzebie nauczycielki Misia młodej kobiety. Jej mąż tak pięknie mówił o miłości o tym ze nie możemy być samolubni, ze powinniśmy pozwolić odejść bliskim i nie przedłużać Ich cierpienia. Długo myślałam nad tymi słowami. Wieczorem powiedziałam do męża i syna że powiniśmy pozwolić odejść naszemu Misiowi. Rano ucałowałam mojego synka i powiedziałam: Misiu jak chcesz to odejdz nie męcz sie już. Po południu zaczeła się agonia. zmarł 40 min po północy całe popołudnie zegnaliśmy się z nim wtulałam sie w jego piękną czupryne żeby jak najdłuzej pamiętać Jego zapach,powiedziałam to co i tak wiedział ze bardzo Go kochamy i że był naszym szczęściem Zostaliśmy z Nim do końca. Byłam z moim Misiem od urodzenia do śmierci. Czy zrobiłam dobrze? nie wiem będzie mne to dręczyć do końca życia Gdy jestem sama wyje wniebogłosy tak bardzo za Nim tęsknie ale wiem ze juz nie cierpi i ze moze kiedyś wyjdzie po mnie i znowu Go mocno uściskam mamaMisia
|