Wiecie, teraz tyle się mówi o beatyfikacji ks. Jerzego, a ja zawsze myślę wtedy o Jego staruszce-matce, pani Mariannie. Myślę oczywiście o tym, ze jej Syn nie odszedł tak spokojnie, jak moja Hania, że tyle już lat ta kobieta żyje ze swiadomością, ze jej dziecko zostało brutalnie zamordowane, a sprawcy, na dobra sprawę, pozostali bezkarni. Ale jeszcze intensywniej myślę o tym jej spokoju i o tym, ze nigdy nie mówi o nim "mój syn", tylko "ksiądz Jerzy", z takim wielkim szacunkiem. Ciekawa jestem, czy to, ze dożyła tej wolności, za którą on zginął (w której bez wątpienia miał swój udział), a teraz i beatyfikacji, to jest dla niej w jakimś sensie odpowiedź na to nasze "ulubione" pytanie "dlaczego?"... Mam tylko nadzieję, ze będę umiała tak jak ona "wypuścić z rąk" swoje ziemskie dzieci tzn. pogodzić sie z ich życiowymi wyborami, z tym, że nie są moją własnościa... I mam nadzieję, ze nie będę musiała aż tyle lat czekać na spotkanie z Hanulką, moją małą świętą dziewczynką...
kasia, mama Hanulki (Z Miłosci powstałaś - w Miłości przebywasz), ziemska mama Jerzego i wiercącego się w brzuchu Stefana
|