dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> DZIECI STARSZE
Nie jesteś zalogowany!       

jak żyć?Hits: 3646
mharrison  
18-01-2006 19:05
[     ]
     
Jak żyć?

Nie ma tu żadnych cudownych rad, złotych środków, wytycznych-wytrychów. Truizmem jest, że każdy musi przejść przez to sam, uświadomienia sobie straty, że to już na zawsze, że to jest nieodwracalne; sam podjąć próbę ułożenia sobie w głowie tej tragedii, bez względu na obecność i pomoc innych. Ważnym wydaje mi się pozwolenie sobie na przeżywanie żałoby na swój sposób, nie poddawanie się oczekiwaniom innych, ich "radom" kiedy powinno się już "przestać" i wrócić do "normalności", czy to może już czas, by skończyć z „rozdrapywaniem ran” i nakręcaniem się”, jak często chodzić na cmentarz, jak uzewnętrzniać żałobę itp. Pozwolić sobie na wykrzyczenie całego bólu, oskarżeń(?), czasami nie wiadomo pod jakim adresem je kierować...
Nie oszukiwać się, nie próbować zakrzyczeć żałoby, zepchnąć tego całego bólu na bok, by nie wrócił ze zdwojona siłą. Mnie w pewnym momencie „poddanie się fali” zrobiło dobrze.


Warto spróbować przebaczyć sobie, że "pozwoliłam" na śmierć swojego dziecka, że nie przewidziałam, że to dziś, że w ten sposób, choć przecież każda dobra matka-polka ma intuicję...

I być dla siebie dobrym. Spróbować się rozpieszczać, jakkolwiek absurdalnie by to brzmiało dla rodziców po stracie. Być dla siebie dobrym "psychicznie", jak i w wymiarze fizycznym. Może warto spróbować powrócić do starych przyjemności ( w moim wypadku była to poranna kawa z gazetą i papierosem), dobra książka, film. A może warto spróbować zupełnie czegoś nowego. I nie oczekiwać, że uda się od razu. Bo się nie uda.

Mnie pomogło też mówienie. Ogarnął mnie swoisty słowotok. Na szczęście miałam wokół siebie osoby, które chciały tego słuchać.

Pomogło także przeczytanie książki o stracie dziecka, kilku artykułów opisujących poszczególne etapy żałoby, a co więcej reakcje, refleksje i odczucia osób w podobnej sytuacji. Uzmysłowiły mi one, że nie zwariowałam, nie jestem nienormalna. Na początku trochę śmiałam się z tych etapów żałoby. No bo jak to? Usiadł psycholog i podzielił żałobę na kilka etapów z poszczególnymi „objawami”. Jak to? Przecież żałoba to taka indywidualna sprawa, a tu ktoś próbuje upchnąć je w tabelki i podpunkty. Wspomniał chociaż o ich płynności. Z czasem zaczęłam je odhaczać w myślach. To już mam za sobą, to jeszcze może mnie dotknąć. Że inni tez tak mają, że inni też z TYM żyją.

Pomogły tez codzienne rozmowy z Alkiem. Poranne rozmowy, tuż po przebudzeniu, gdy otwierałam oczy i mój wzrok napotykał jego zdjęcie. Zdjęcie rozpromienionego, szczęśliwego chłopca. Przez długi czas nie mogłam opanować płaczu, z czasem nauczyłam się odwzajemniać uśmiech.

Trzeba uczyć się siebie na nowo, bo tamto stare ja umarło razem z nim. „Wymyślać” siebie na nowo. Spróbować tchnąć życie w kukłę, która z nas została. I dni jakoś same się toczą. Choć wolno niemiłosiernie.

Cierpliwie czekać, aż zacznie się czegoś chcieć. Gdzieś pojechać, coś zobaczyć, mieć coś nowego. I powalczyć ze skradającym się uczuciem zdrady wobec dziecka. Jak ja mogę się z czegoś uśmiać, pozwolić na jakiejś wyjście, nowy zakup gdy moje dziecko nie żyje i jest zakopane pod ziemią. Zdrada! Zdrada! – krzyczy coś w środku. Zapomniałaś o swoim dziecku? Wyrzuciłaś je z pamięci?

Kanty bólu z czasem łagodnieją, powoli zaczyna sączyć się radość. Przez chwilę można znaleźć ukojenie, odetchnąć głębiej. Na początku się TEGO nie zauważa, ale TO jest. Niezależnie od nas. Niejako siłą inercji. Jak i większość naszego życia.

Sinusoida lepszych i gorszych dni krąży niespokojnie. To się wspina; to opada.

Czas rozdzierania i czas zszywania. Czas beznadziei i czas nadziei.

Co i raz dopada mnie myśl jak to możliwe, że ja żyję i dalej "w miarę normalnie", gram w tym filmie bez jednego aktora. A ze światem nie stało się nic. Śnieg spadł jak zwykle w tym roku w urodziny mojego syna. Jak gdyby nigdy nic.

To późniejsze PO, już nieco spokojniejsze, wcale nie będzie takie „cacy”, choć czasami „okraszone” jeszcze nowym dzieckiem. To życie odarte z poczucia bezpieczeństwa, z poczucia jakiejkolwiek kontroli nad życiem swoim i swoich bliskich.

Ale żyjemy, a każdy dzień przybliża nas do spotkania... 


  Temat Autor Data
*  jak żyć? mharrison 18-01-2006 19:05
  Re: jak żyć? grazynag 01-02-2006 16:46
  Re: jak żyć? Anastazja 03-02-2006 18:00
  Re: jak żyć? Awena 24-02-2006 19:53
  G.A.L.L. G.A.L.L. 30-03-2009 22:16
  Re: jak żyć? mamaKasi18 26-10-2012 20:39
  Re: jak żyć? mamabezzycia 27-10-2012 14:07
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora