Już kiedyś pisałam, ze mój starszy synek, czterolatek, bardzo dużo mówi o śmierci, o tym, kiedy "umarniemy", czy w Niebie są zabawki itd. itp. Ponieważ Hania umarła nagle, wtedy, kiedy był u dziadków, nie był też na pogrzebie, ma w sobie ogromny lęk, że kochani ludzie lub ulubione zabawki znikną "i już ich nie będzie w domku". Mieliśmy bardzo cięzką adaptacje w przedszkolu. Normalnie siedział godzinami i czekał, kiedy ktoś po niego przyjdzie (czy na pewno przyjdzie?). Na szczęscie teraz jest super, pewnie też dlatego, że jest starszy i że zmieniliśmy przedszkole. Teraz z kolei zdarzają się nieziemskie awantury, kiedy któreś z odwiedzających dzieci chce wynieść jakąś zabawkę (pożyczyć do domu). Niby to normalne, że dzieci walczą o zabawki, trzeba je uczyć dzielenia się itd., ale niepokoi mnie tłumacznie synka przez histeryczne łzy "bo Asia zabierze i już tego nie będzie". Nie wiem, czy mam sie bardzo martwić, czy powinniśmy wybrać się do psychologa? Czy wy też macie w sobie taki niepokój, że życie waszego dziecka zostało "naznaczone" przez śmierć rodzeństwa i nic się z tym nie da zrobić? Myślę, że z drugiej strony może to być także pozytywne "naznaczenie" - większa wrażliwość na cierpienie innych, skierowanie bardziej na świat duchowy niż tylko materialny (choćby przez uświadomienie sobie istnienia tego, co niewidzialne). Oj, znów tak dużo zależy od rodziców. Czasem mam wrażenie, że to wszystko mnie przerasta....
No, to się wyżaliłam:)
Pozdrawiam serdecznie mamuśki:)
kasia, mama Hanulki (12.06.2009 - 18.01.2010), a także Jerzyka i Stefcia.
|