Tamten dzień zapamiętam już na zawsze. Przed południem zaczęłam krwawić. Wizyta u lekarza i diagnoza: krwiak, serduszko nie bije, 8+3 tc, 4 września 2013. Dzień następny zabieg; usunięcie dzidziusia. Koleżanka powiedziała że najgorsze są pierwsze dwa tygodnie. Boli dziś jeszcze bardziej. Nie odebrałam swojego dziecka, gdy zadzwoniłam po paru dniach dowiedziałam się że "będzie spalone z innymi resztkami". Ból rozrywający serce!!! Czytam fora, są kobiety które poroniły w toalecie, wiem co czują, ale ja wiem gdzie jest moja Kruszyna.Te dwa tygodnie to najgorszy czas w moim życiu. Ale wciąż czegoś szukam. Mam już troje dzieci więc czasu nie dużo, ale każdą wolną chwilę spędzam szukając wirtualnie wsparcia, bo mąż zajęty pracą przeżywa to na swój sposób. I znalazłam Fundację Nazaret. Napisałam maila i dwie godziny nie minęły gdy przyszła odpowiedź. Dostałam numer telefonu, zadzwoniłam. Ciepły głos kobiecy i ktoś wreszcie mnie słucha i rozumie. Nie mam siły i czasu walczyć ze szpitalną biurokracją, ale ktoś mi pomaga, to Pani z tej Fundacji. Nie byłam przygotowana na śmierć dziecka, nie znałam swoich praw, w szpitalu podpisałam zupełnie nieświadomie że nie zabieram ciałka Kruszyny, ale jest mi z tym źle. Czy odzyskam ciało mojego dziecka? jeszcze nie wiem, ale Fundacja już działa w tym szpitalu by ciałka dzieci były godnie chowane, jeżeli nie przez rodziców to w zbiorowym grobie. Pani Maria z Fundacji kazałam mi nadać imię dziecku, i nazwałam go Mareczkiem. Mam swojego świętego w niebie i zostałam Aniołkową mamą. Czy są tu mamy cierpiące z powodu braku szacunku dla dziecka i swojego bólu, czy są takie które pochowały swoje Aniłeczki?...
|