Chciałabym opowiedzieć moją historię... Zaczęło się jak zapewne u każdej z was, dwie kreseczki na teście, potwierdzenie ciąży u ginekologa, wielka radość i plany. Nagle na każdym kroku zauważamy więcej kobiet z brzuszkiem, więcej rodziców pchających wózki. Zastanawiamy się czy będzie to chłopiec czy dziewczynka. mdłości, zawroty głowy, ból piersi ale mimo tych wszystkich nieprzyjemności czujemy ogromną radość. Tak było i ze mną aż do 4 stycznia... Było po 23. Poszłam do ubikacji i szok, krew... pojechaliśmy z mężem do szpitala, lekarz nie znalazł przyczyny krwawienia, wtedy na USG pierwszy raz zobaczyłam swoje maleństwo, zarys noska, rączki, nóżki i wtedy pierwszy raz usłyszałam bicie jego maleńkiego serduszka, lekarz wysłał mnie do domu i tu popełnił błąd... Było po 3 nad ranem, silne krwawienie, pogotowie, izba przyjęć w szpitalu i było już za późno, nie dało się już nic zrobić. Zabieg i wielka pustka... Nie potrafię się odnaleźć w tej sytuacji, cały czas wydaje mi się że to był tylko zły sen i ta świadomość że gdybym wtedy została w szpitalu mój aniołek by żył. Wczoraj pierwszy raz odważyłam się wyjść z domu, z mężem na zakupy, wśród ludzi czułam się jakbym była w innym wymiarze. Nie potrafię tego zrozumieć przecież dbałam o siebie, rzuciłam palenie, brałam witaminy, dobrze się odżywiałam. Nie potrafię sobie z tym poradzić :(
|