We wtorek 8 września Asia była na wizycie kontrolnej u lekarza prowadzącego ciążę. USG wykazało bardzo słabe tętno u Synka. Zalecenie - szpital PSK w Białymstoku. Na izbie przyjęć lekarz stwierdził brak tętna. Pojechaliśmy do domu i razem spędziliśmy tę ostatnią noc. 9 września rano znów do szpitala, leki wywołujące skurcze i o 17.30 Synek się urodził po 20 tygodniach ciąży. 300gram, niespełna 20 cm. Dziś 10 września, jesteśmy w domu a Julianek jest w szpitalnej kostnicy. I co dalej? Mamy 3 wyjścia: 1. zostawić do kremacji w szpitalu - nie chcemy. 2. zabrać i pochować - jak dotąd nie udaje mi się zastać księdza (kancelaria zamknięta, domofon milczy, brak godzin otwarcia i numeru telefonu), więc nie wiem jak to wygląda formalnie w lokalnej parafii. poza tym zostaliśmy już kiedyś potraktowani bardzo przedmiotowo przez księży i trudno mi jest omawiać tak intymne sprawy z człowiekiem, co do którego brak mi ufności. zależałoby nam na cichym pogrzebie bez żadnych postronnych osób. 3. w szpitalu poinformowano nas o fundacji, która dokonuje pochówków takich Maleństw w zbiorowych mogiłach. Niestety nie udało się nam uzyskać nazwy tej fundacji, ani numeru do niej. Nie chcę "oddawać dziecka osobom trzecim". Nie wiem co o tym sądzić.
Najchętniej odebralibyśmy nasze Maleństwo i pochowali sami, gdzieś pod drzewkiem na naszym podwórku...
Wszystko wydarzyło się tak szybko... jeszcze trudno w to uwierzyć
|