Czytam Twoje posty od kilku tygodni i też nie wiem, co napisać, choć należę do naszego forumowego miasteczka... Wprawdzie ja przeżyłam horror z tą terminacją ciąży i partaniną lekarki i wiele osób uważa, że to najgorsze, co może spotkać rodzica.... Jednak czytając Waszą historię i inne historie straty urodzonego, chorego i zmarłego dziecka, mam głębokie przekonanie, że to jest właśnie najtragiczniejsza wersja śmierci. Bolesna jest dla mnie niezwykle świadomość, że umierające dziecko cierpiało niewyobrażalnie, a my nie mogliśmy mu pomóc i ulżyć w cierpieniu.
Zrobiliście dla niej wszystko: daliście Basi życie, przyszła na świat z Waszą nadzieją, byliście z nią od początku do końca, jesteście wciąż z nią teraz i zawsze będziecie.
Wierzę Ci, że Wasze święta nie będą takie, jakie sobie wyobrażaliście jeszcze parę miesięcy temu. Nie wiem ile osób z tego forum w ogóle zasiądzie do stołu i przyjmie jakieś życzenia.. Bo po co?
Ja sama się waham. Z przyczyn organizacyjnych po raz pierwszy w moim życiu nie spędzę wigilii z moją mamą i siostrą. Mam więc wybór: iść do teściów. Ale jak pomyślę, że dla nich nasza strata należy do przeszłości i będę musiała składać im życzenia i zmuszać się do "przeżywania" świątecznej atmosfery, to optuję raczej za smutnym wieczorem wigilijnym w moim domu z Jackiem i Sarą. Przynajmniej będzie szczerze i agodnie z naszym nastrojem....
Jacek mnie rozumie. Powiedział, że dla Sary byłoby fajniej spędzić ten wieczór z jego rodzicami, bo będzie tam też jej brat cioteczny, ciocia, wujek, ale podkreślił, że nie będzie naciskał i zrobimy, jak będę uważać..
Niewiele słów otuchy Wam napisałam. Raczej więcej zrozumienia i solidarności. Rzeczywiście słów mi brak, ale na pewno Ci nie powiem, że BĘDZIE LEPIEJ, bo sama w to nie wierzę..... Beata - mama Sary (20.12.2001),Tamary (+20tc -12.03.2006) i Grety (04.06.08)
|