Witam wszystkich, trafiłem na forum bo mam w sobie ból z którym sobie radzę ale nie wiem jak długo. Chcę sobie uzmysłowić, że to nie ja jedyny cierpie, że nie mnie jedynego to spotkało. Dnia 7 marca nigdy nie zapomnę. Z wielką radością udaliśmy się całą rodziną (ja, moja żona i 4 letnia córeczka) na USG aby dowidzieć jakiej płci będzie nasze drugie dziecko - 20 tydzień. Najpierw widziałem malutkie nóżki, bijące serduszko, rączki... Pani doktor najpierw zmieniła jedną głowicę do aparatu, potem drugą. I wyrok zapdł - mam przykrą wiadomość, ciąża akranalna, dziecko nie ma czaszki. Wszyscy płakaliśmy, ja, moja żona, dziecko, nawet Pani doktor. W związku z tym, że dziecko może w każdej chwili umrzeć ciąża musi być zakończona. Od podania środka wywołującego poród do śmiertelnych narodzin upłyneło 39 godzin drogi krzyżowej.W między czasie była bliska obłędu, widziałem objawy szaleństwa w jej oczach - lekarze zaczeli faszerować ją relanium aby nie zwariowała. To było przerażające. Teraz jest z nią dobrze. Ja gram twardziela, żeby przynajmniej miała pewność, że może mieć we mnie wsparcie. Ale mnie też boli, też mam rozdartą duszę i nie wiem czy dam rade to wszystko wytrzymać. Po Tamarze zostały mi tylko zdjęcia USG i myśl, że mogło nas być czworo. Ona zawsze będzie z nami. Mam nadzieję, że tylko dusza przestanie boleć. A ona w moich myślach nie bólem a słodkim aniołkiem, który patrzy na mnie gdzieś z góry i jest przy mnie.
|