My nie widzieliśmy naszego Maleńswa nigdy. Był wielkości fasolki, no może trochę większy, ale cierpienie było straszliwe. Mój mąż do ostatniej chwili wierzył, nie chciał rozmawiać na temat poronienia, dla niego to nie istniało. Totalna abstrakcja stała się prawdą 5 dni temu, kiedy trafiłam do szpitala z krwawieniem. Wtedy płakał. Łzy płynęły mu po policzkach i widziałam że robi wszystko, by nie płakać na głos. Trzymał mnie za rękę i nie próbował udawać. A ja byłam mu za to wdzięczna jak nigdy, bo nie miałam żadnych złudzeń - mój mąż nie ma kamienia zamiast serduszka - miałam tego namacalny dowód. Pierwszy raz widziałam jego łzy... Wolałabym zobaczyć je na jego policzkach tuż po narodzinach tego Maleństwa, niestety nie dane mi było... Dziś po kilku dniach ja ciągle płaczę a on nawet nie stara się pocieszać, bo wie że i tak to nic nie da. Pozwala mi na żałobę...wiem że tak naprawdę on też płacze, ale w środku... Ola- mama Amelki 02.07.2004 r.,Aniołka 01.10.2007 (*), Aniołka 11.06.2008 (*)
|