W sobotę, po dziewięciu latach mieszkania na wsi nauczyłam się palić w piecu. Może to śmieszne ale dla mnie, byłej "miastowej" wydawało się to nie do przejścia. Za nic w świecie nie mogłam zrozumieć co jak wcisnąć i gdzie zamknąć, żeby się wreszcie zaczęło jarać. Wreszcie załapałam. Wieczorem poinformowałam męża, że już niedługo nie będzie mi potrzebny i możecie wyobrazić sobie jego przerażoną minę. Dzisiaj powtórzyłam swój wyczyn (prawda jest taka, że zmusił mnie do tego brak ciepłej wody i facet od rana w polu siejący rzepak). A jednak jestem zdolna, no nie? Marzena
|