oj Kochana...nie wiem skąd ja mam te siłę, czasami sama się zastanawiam...chyba po prostu taką mam naturę, że nie umiem wbijać sobie do głowy, że będzie źle...całe życie począwszy od momentu jak urodziłam Julę a miałam wtedy niecałe 20 lat musiałam walczyć o wszystko...o byt, o związek, z którego po 10 latach zrezygnowałam, potem kolejne zawody, przyjaciele którzy okazali się nimi nie być...jak to mówią..."co Cię nie zabije to Cię wzmocni"...a na koniec historia z chorobą Hyzia i na koniec tak dobrze rokującej ciąży jego śmierć...potem poród siłami natury (absolutnie bez przygotowania bo mieliśmy mieć cc...)...dużo tego, ale ja wierzę że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu...śmierć naszego synka potrafię sobie wytłumaczyć, pewnie dlatego jest mi lżej niż Mamom które nagle pożegnały zupełnie zdrowe dzieci...wychodzę z założenia, że jest na tym świecie dużo więcej większych nieszczęść niż to co nam się przydarzyło...Hyziek nauczył mnie dystansu do rzeczy mało istotnych...tego jak cenne jest ludzkie życie i jak niesamowitym cudem jest posiadanie zdrowego dziecka...pomijają kwestie że człowiek poznaje się dopiero wtedy, kiedy musi stawić czoło takim "niespodziankom"
woldemort napisał(a): > Kochana,jestem z Tobą.Super.Gdzie czytam Twoje posty,to wszędzie w nich tyle optymizmu.Skąd u Ciebie tyle siły.Uśmiecham się do tych postów,są tak dające kopa,że szok.Z dzidzią będzie wszystko ok,bo to Hyziek jest Twym Aniołem i wszystkiego dopilnuje:) Ewa, Mama Hyzia ur.zm.(+30.09.13), Julii, Bartusia ur. 09.09.2014 i małego Człowieczka pod sercem
|