Mialam dzisiaj wizyte u lekarza, mam zezwolenie na starania o dziecko... za pare dni minie pol roku od smierci Szymka. Myslalam ze bede dzisiaj sie cieszyc, nie ciesze sie. Panikuje, chce dziecka, ale mysle sobie, ze jestem wyrodna Matka, ktora mysli o swoim "szczesciu". Dziesiec lat wczesniejszej depresji zmarnowalo mi kawal zycia. Teraz mialo byc ok i tragedia smierci Dziecka. Jak zyc? Czy stawiac czola zyciu, losowi i starac sie o dziecko... czy oddawac hold temu jedynemu, pierwszemu, ktore zmarlo i zyc w marazmie przez nastepne 10 lat. Mysle sobie, jesli zajde w ciaze, nie chce kochac tego dziecka. Nie chce. Bo jesli umrze to nie bede tak cierpiec. Jesli urodzi sie zdrowe to wtedy je pokocham... bo tak bardzo sie boje zaangazowania, mysle sobie ze balansuje po linie - za chwile moge albo spasc w przepasc i zginac, lub odbic sie i zaczac zyc. Nie takie powinnam miec dzis dylematy
Szymon ur/zm 20.03.2012 - 38 tc www.zawszepamietam.blog.pl
|