"Słoneczko zgasło gdy dzień jeszcze trwał......"
(*)(*)(*)
Mikołaj zmarł 05.01.2009r o godzinie 2.45 w nocy ale jakoś 04.01 to dla
mnie dzień śmierci synka. Od dnia jego urodzin moje życie to było praktycznie całodobowe
przesiadywanie w szpitalach przy dziecku.Było raz lepiej raz gorzej, najsmutniejsze jest to,
że tych dobrych chwil było zdecydowanie więcej. 28.12 powiedziano nam, że Mikołaj ma się tak
dobrze, że powinniśmy się przygotowywać do myśli, że za tydzień dziecko będzie nareszcie w
domu. Nie muszę pisać, że oszaleliśmy ze szczęścia, po czterech miesiącach walki nareszcie
będziemy razem w domu i już będzie wspaniale i tylko lepiej. Jednak okrutny los zdecydował
inaczej :( Nagle tuż po nowym roku stan Mikołaja zaczął się pogarszać, lekarze nie wiedzieli
co się dzieje, była jakaś infekcja ale nikt nie wiedział skąd pochodzi. Okazało się, że nasz
syn ma grzybicę krwi, jego stan stał się krytyczny. Następnego dnia już nie mógł sam
oddychać i stwierdzono sepsę....04.01.2009r, jak co dnia rano przyjechaliśmy z mężem do
Mikołaja do szpitala i ku naszemu "zdziwieniu" jego stan był nie najgorszy.
Wyglądał lepiej niż wczoraj, saturacja 98-100 więc znowu uwierzyliśmy, że stanie się cud i
wyjdzie z tego. Dziwiło nas jedynie zachowanie lekarzy, unikali nas a jeśli już udało nam
się"złapać" jakiegoś to udzielał informacji nie patrząc nam w oczy i bardzo
ogólnikowo. Oni już wiedzieli, że Mikołaj umiera :(((((( Polepszenie jego stanu to podobno
normalna reakcja organizmu przed najgorszym. Około popołudnia zaczęło być źle, saturacja
70-80, Mikołaj miał drgawki i z chwili na chwilę stawał się słabszy....Już nikt nam nie
dawał nadziei a i my nie mówiąc sobie tego wiedzieliśmy, że chwilę stanie się tragedia. Tuż
przed godziną 24 pożegnaliśmy się z naszym dzieckiem i na prośby lekarzy i personelu
pojechaliśmy do moich rodziców bo nie chcieliśmy być sami. Przez całą drogę z Wrocławia do
Legnicy nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, ja płakałam, widziałam ukradkiem jak mąż
od czasu do czasu przeciera oczy tak żebym tego nie widziała....Położyliśmy się spać i nagle
telefon....odebrał mąż ....."Bardzo mi przykro, dzieciątko zmarło o 2.45, proszę
przyjechać jutro dopełnić formalności...." Te słowa lekarki śniły mi się kilka razy i
dudniły w głowie nieraz, tak samo jak dźwięk aparatury szpitalnej......
Dzisiaj byłam
u fotografa, zrobiłam sobie miniaturkę zdjęcia Mikołaja taką do portfela, do tej pory nie
byłam gotowa żeby nosić jego zdjęcie...nie wiem dlaczego....włożyłam zdjęcie do portfela i
będę je nosić do końca życia. Strasznie tęsknię za moim pierwszym , wyczekanym i upragnionym
dzieckiem i wiem, że już zawsze tak będzie....
Kocham Cie synku najbardziej na
świecie !!! (*)(*)(*) Iwona mama Mikołaja (*12.09.2008+05.01.2009) i Michałka 25.04.2010r oraz od niedawna Lenki 19.10.2007r
http://mikolaj.pamietajmy.com.pl/
|