Urodziłam mojego syneczka w 30 tyg ciąży 23.10.2009 r. Niby nie tak
dawno, a ja czuję jaby minął już conajmniej rok... Wszystko działo się tak szybko njapierw
sączyły się czyste wody wiec szybko do szpitala, założnie szwu i do domu. Tydzień później 9
rano skurcze i znów do szpitala gdzie dowiedziałam się, że mojemu maleństwu przestało bić
serduszko tak nagle z dnia na dzien...pomimo szlochu i niedowierzania lekarka stanwoczym
tonem oznajmiła, że teraz musze urodzić. Jak w hiponzie szłam tam gdzie mi kazali. O 15
urodziłam mojego kochanego synka. Potem wypis ze szpitala, pogrzeb, a dopiero teraz godzenie
się z tym wszystkim. Codziennie mam jego buźkę przed oczami i ta straszliwa tęsknota, żeby
go przytulić alb iść tam gdzie jest mój maleńki aniołek.Próbuję jakoś żyć wstaję mówiąc
sobie, że dziś zaczynam wszystko od nowa, ale wszystko na marne ponieważ nie
wychodzi...Czuję sie zagubiona, życie mnie przeraża. Najchętniej wyjechałabym gdzieś
daleko.Brakuje mi Ciebie moja iskierko, tęsknie, kocham Twoja mama
|