Wczoraj minął miesiąc od narodzin i zarazem
śmierci mojej córeczki - Amelki. Czas wcale nie leczy ran, pozwala tylko jako tako
funkcjonować.. Ból po stracie dziecka jest ogromny i nie da się tego wyrazić żadnymi słowami
czy gestami - trzeba nauczyć się z tym żyć.. tylko ja nie wiem jak.. Czy kiedykolwiek się
tego nauczę? Czy wstanę któregoś dnia z uśmiechem na twarzy, a ból nie będzie rozrywał mi
serca na strzępy? Czy kiedyś jeszcze będę szczęśliwą mamą, nie będę żyła w strachu o
następne dziecko? Dziś ciągle mam przed oczami lekarza, który mówi mi że nie może nic zrobić
.. Widzę na Usg jak Amelka się nie rusza... Słysze jak krzyczę - błagam żeby ją ratować!!!
Dlaczego te okropne wspomnienia towarzyszą mi co dzień? Czy kiedyś znów zacznę normalnie żyć
- nie będę bała się zamknąć oczu, wyjść na ulicę..? Czy będę potrafiła wrócić do pracy,
gdzie kilka koleżanek jest w ciąży i lada moment urodzą? Narazie nie mam tyle siły by wyjść
z domu na ulicę.. Mieszkam na "wsi" - od czerwca urodziła się tu 3 dzieci, każdy
wiedział że jestem w ciąży, ale nie wiem czy wiedzą o... Boje się wyjść, bo może ktoś
zapyta, a ja nie wytrzymam... Ostatnio byłam z mężem w sklepie - młode małżeństwo szło z
dzieckiem w wózku - chciałam to dziecko zabrać, przytulić... Wiem, że tak nie wolno, ale to
silniejsze ode mnie.. Tak bardzo mi jej brak i tak bardzo jest żle bez Małej...
mama
aniołka - Amelki
target="_blank">http://amelkaptaszek.pamietajmy.com.pl
|