Moja
historia zaczęła się dawno temu, miałam 23 lata, byłam młodą mężatką i czekaliśmy na nasze
pierwsze upragnione dziecko. W piątym miesiącu na kontrolnej wizycie skierowano mnie do
szpitala w trybie pilnym, tam milczenie lekarzy, rano zabieg usunięcia martwej ciąży. Moje
dziecko przestało się rozwijać ponad miesiąc wcześniej... Lekarz prowadzący ciąże
bagatelizował sygnały ode mnie o plamieniach, bólach, itp. Nikt nie podejrzewał najgorszego,
nawet nie skierował mnie na dodatkowe badania, mimo iż 1 USG nie było za wyraźne i je
powtarzałam. To co się wtedy ze mną działo było wielkim szokiem, z dnia na dzień wszytko się
zmieniło, byłam w ciąży i nagle nie ma dziecka. Potem nastąpiły dni i tygodnie, które
pamiętam jako odrętwienie, leżałam, płakałam, tylko ból. I najdziwniejsza reakcja moich
bliskich (niestety z mężem włącznie), od wyjścia ze szpitala ani słowa o utraconym dziecku,
nic, pustka jakby go nigdy nie było! Za kilka tygodni dostałam wynik histopatologii i
diagnoza: zaśniad groniasty. Całe siły z mężem skierowaliśmy na badania i leczenie, mając
przed sobą cel posiadania upragnionego dziecka. Po roku badań i szpitali zaszłam w ciążę.
Pragnienie dziecka było wielkie ale strach, podświadomy lęk aby historia się nie powtórzyła
jeszcze większy. Ciąża była trudna, cały czas zagrożona ale zakończona sukcesem. Jaś urodził
się w terminie, duży i zdrowy. Po 6 i pół roku urodziłam Tosię i tu historia powinna się
kończyć słowami "Żyli długo i szczęśliwie". Mnie było jednak coraz gorzej, z sobą
i własnymi myślami. Obsesyjny lęk o dzieci przesłaniał mi radość z bycia z nimi. Gdy do tego
doszły koszmary senne z udziałem dzieci, ciągłe wizje że stanie się coś złego zaczęłam
szukać pomocy. Najpierw psychiatra (nie mogłam brać żadnych leków bo chciałam karmić
córeczkę). Trafiłam do młodej pani psycholog, która pomaga mi już ponad rok. Moim problemem
okazał się brak przeżycia żałoby po stracie mego pierwszego dziecka. Teraz po latach to
czynię. Często o nim myślę, palę dla niego świeczki.. Trudna taka żałoba, wśród
dorastających dzieci i codziennych problemów. Ale robię to także dla nich, chcę być radosną
matką i przeżywać z nimi każdy dzień.
|