Witam Za 25 dni tj 5 listopada minie rok od mojej tragedii.
Im bliżej tej daty tym bardziej mi smutno, a wspomnienia wracają z podwójną siłą. prawie rok
temu, a jakby to było wczoraj, straciłam swojego Aniołka, Kubusia. Urodziłam w 26 tygodniu
ciąży. Mój synek żył godzinę i 10 minut. To była najdłuższa chwila w moim życiu. Kubuś był
moim pierwszym dzieckiem i nie wiem czy nie jedynym, ponieważ strach nie pozwala mi
spróbować jeszcze raz. Drugiej tragedi bym nie przeżyła. W 26 tc zaczęły się bóle
porodowe, nikt do dzisiaj nie wie dlaczego. Gdy przyjechałam do szpitala okazały się, że mam
już rozwarcie na 9 cm. Po kilku godzinach urodziłam synka, ważył zaledwie 950 gramów,
mierzył 37 centymetrów i co najważniejsze żył! Nawet słyszałam jego pokwękiwanie,
ochłonęłam, miałam nadzieję, że będzie dobrze. Po 40 minutach przyszła do mnie położna i
spytała jak gdyby nigdy nic czy ma ochrzcić mojego Aniołka, bo stan jest krytyczny... To
było nie do wyobrażenia... Nie da się opisać co czułam. Po chwili przyszła inna kobieta i
powiedziała, że Kubuś nie żyje. Przynieśli mi mojego Aniołka. Mogłam go zobaczyć. Był
taki cieplutki, delikatny, piękny jak w moich snach. Miał czarne włoski-zawsze pragnęłam
żeby urodził się z "czuprynką". Potem pogrzeb. Mała, biała trumienka i on
przepiękny jak Aniołek w błękitnej czapeczce. Kilka drobiazgów dla niego i trzeba się już
żegnać. Cmentarz jest moim drugim domem, tam śpi mój Aniołek... Kocham Cię Kubusiu i
ogromnie tęsknie za Tobą. http://kubusmikolajewski.pamietajmy.com.pl/
|