forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=16556&w=36461013 w zwiazku z powyzszym watkiem mi
sie nasunelo: dlaczego zawsze jak przychodzi jakas nowa osoba po stracie, to slyszy
"te rany nigdy nie znikna, ten bol pozostanie na zawsze?" nigdy nie
przeczytalam slow: "dziewczyno, teraz jest strasznie, ale bedzie lepiej..."
Czy to jakis za przeproszeniem "martyrologiczny trynd"? Jakby sie wkraczalo w
magiczny krag z ktorego nie ma wyjscia...Czasem wszystko sie we mnie buntuje kiedy
cos takiego czytam. Mam wrazenie, ze niekiedy dziewczyny nurzaja sie w zalobie, wiem, ze
to politycznie niepoprawne, ale tak to widze...kazdy watek o tym, ze dluga zaloba nie
jest dobra, zostaje najczesciej skomentowany: "kazdy potrzebuje tyle czasu na
zalobe ile potrzebuje..." ostatnio ewa zamiescila link do artykulu w Charakterach
na temat zbyt dlugiej zaloby - pozostal bez echa, kiedys, ktoras "dlaczegowa"
forumowiczka poczula sie dotknieta tym, ze jedna z forumowych psycholozek leciutko
zasugerowala jej, ze moze by troszke wziela na wstrzymanie...Czy tylko ja uwazam, ze
radosc zycia nie jest brukaniem pamieci mojego zmarlego dziecka? Nie chcialam tego pisac
na forum ogolnym, bo balam sie burzy, ale moze warto o tym porozmawiac...moze to
rzeczywiscie gruboskorne z mojej strony, przyznaje, ze mam z tym pewien problem...Czuje
sie jak zwierze, obdarzone instynktem przetrwania, ale nie uczuciami...
|