do tej pory tylko czytałam. dzisiaj
nadszedl dzien, kiedy juz sama chce cos napisac. 6.01. pojechalam na kontrolne usg do
szpitala. to byl 33 tydzien wzorowej i idealnej ciazy. lezalam na lozku, lekarz badal,
mierzyl, milczal... potem padly slowa, ktore zmienily nasze zycie; radosc w rozpacz, usmiech
w morze lez,... "brak akcji serca u dziecka". musialam poinformowac o tym meza,
najtrudniejsz slowa jakie przyszlo mi kiedykolwiek wypowiedziec. potem szybko sie
wszystko potoczylo, wywolano poród, bol, lzy, rodzilam swojego martwego synka. rozpacz.
placzacy i cierpiacy maz obok. Makary rodzil sie niecale 15 minut. poród to wspaniale
przezycie, to prawda, ze o bolu szybko sie zapomina. kocham go za ten porod jeszcze
bardziej. czulam jego malutkie, cieple cialko. okazalo sie, ze nasz Kochany udusil sie
pepowinka, byl nia oplatany 3 razy wokól szyjki i jeszcze na nozce. prawodpodobnie nie zyl
od dwoch dni, a ruchy ktore przez ten czas czulam to bylo przenoszace sie bezwladne
cialko. potem narkoza, lyzeczkowanie, pelno zastrzyków, srodki uspokajajace, ktore
przeciez nic nie zmienia. plakalam cala noc, snilam, ze zaraz pielegniarka przyniesie mi
maluszka do karmienia. po 24h od wejscia do szpitala, wyszlam z niego. wchodzilam wesola
wyszlam jako wrak człowieka, bez usmiechu, planów, nadziei... pogrzeb odbyl sie po 5
dniach. pamietam tylko z niego mala sosnowa trumienke, pocalowalam ja, przytulilam. dlaczego
nam go zabarno? dlaczego nasz Synek nie jest z nami? bol, bol, bol... lezy teraz taki
malutki w trumience, owiniety w pieluszke, w czapeczce i w skarpetkach, pod swoim
najpiekniejszym kocykiem, w ktory wszylam nasze medaliki. tyle mu moglismy dac. a w domu
czekal na niego pokoj, mebelki zrobione na zamowienie, wozek, sterty slicznych wypranych i
wyprasowanych ubranek, 3 psy i kot. czekali bliscy, mial byc najbardziej rozpieszczonym
dzieckiem w rodzinie - bo jak narazie bylbym jedynym dzieckiem. Kochany Aniołek Makary
|