Tym razem diagnoza: ciąża obumarła- 8 tc. Tak,
każda ciąża jest inna. Pierwsza za krótka syn urodzony w 33 t. na szczęście żyje. To było
tak dawno... Potem pozamaciczna. Zdążyłam raz zobaczyć bicie serduszka i wyrok... potem
długo nic, mimo starań. Rozpad małżenstwa... Nowa miłość, bez nadziei na dziecko. Nagle cud,
maleńki ukochany,niestety znów porażka. Pękł pęcherz płodowy, wyczekiwanie w szpitalu,
jeszcze chociaz jeden dzień i jeszcze jeden. Za mało było tych dni. Rodzę w 26 tygodniu.
Synus jest maleńki 790 g. Jest taki piekny i silny, walczy całe 25 dni. Przegrywamy ta
walkę. Pogrzeb, żałoba, płynie czas. kolejne próby. Tak bardzo chcę przytulić maleństwo.
Nic. Lekarze, leki, inseminacja. Nic. W końcu się udaje. Ciąża z zagrożeniem od samego
poczatku, plamienia, krwiak. Lekarz mówi- źle się rozwija, ale chcemy wierzyć. Kolejna
wizyta, jest, bije serce. Za tydzien juz nie bije :( czekanie na poronienie. Bo tak lepiej.
Niestety trzeba wywoływać. Trochę bólu. Koniec. Co jeszcze będę musiała znieść? Juz nawet
nie mam łez... Ania (*) Maleństwo 1993 (*) Marek 03.04.2004-27.04.2004 (*)
Fasolka 12.2005
|