dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> ARCHIWUM
Nie jesteś zalogowany!       

Jak żyć?Hits: 903
mharrison  
12-12-2005 17:39
[     ]
     
Coś mnie dzisiaj naszło na

pisanie...


Jak żyć?

Nie ma tu żadnych cudownych rad, złotych środków,

wytycznych-wytrychów. Truizmem jest, że każdy musi przejść przez to sam, uświadomienia sobie

straty, że to już na zawsze, że to jest nieodwracalne; sam podjąć próbę ułożenia sobie w

głowie tej tragedii, bez względu na obecność i pomoc innych. Ważnym wydaje mi się pozwolenie

sobie na przeżywanie żałoby na swój sposób, nie poddawanie się oczekiwaniom innych, ich

"radom" kiedy powinno się już "przestać" i wrócić do

"normalności", czy to może już czas, by skończyć z „rozdrapywaniem

ran” i nakręcaniem się”, jak często chodzić na cmentarz, jak uzewnętrzniać

żałobę itp. Pozwolić sobie na wykrzyczenie całego bólu, oskarżeń(?), czasami nie wiadomo pod

jakim adresem je kierować...
Nie oszukiwać się, nie próbować zakrzyczeć żałoby, zepchnąć

tego całego bólu na bok, by nie wrócił ze zdwojona siłą. Mnie w pewnym momencie

„poddanie się fali” zrobiło dobrze.


Warto spróbować przebaczyć sobie,

że "pozwoliłam" na śmierć swojego dziecka, że nie przewidziałam, że to dziś, że w

ten sposób, choć przecież każda dobra matka-polka ma intuicję...

I być dla siebie

dobrym. Spróbować się rozpieszczać, jakkolwiek absurdalnie by to brzmiało dla rodziców po

stracie. Być dla siebie dobrym "psychicznie", jak i w wymiarze fizycznym. Może

warto spróbować powrócić do starych przyjemności ( w moim wypadku była to poranna kawa z

gazetą i papierosem), dobra książka, film. A może warto spróbować zupełnie czegoś nowego. I

nie oczekiwać, że uda się od razu. Bo się nie uda.

Mnie pomogło też mówienie. Ogarnął

mnie swoisty słowotok. Na szczęście miałam wokół siebie osoby, które chciały tego

słuchać.

Pomogło także przeczytanie książki o stracie dziecka, kilku artykułów

opisujących poszczególne etapy żałoby, a co więcej reakcje, refleksje i odczucia osób w

podobnej sytuacji. Uzmysłowiły mi one, że nie zwariowałam, nie jestem nienormalna. Na

początku trochę śmiałam się z tych etapów żałoby. No bo jak to? Usiadł psycholog i podzielił

żałobę na kilka etapów z poszczególnymi „objawami”. Jak to? Przecież żałoba to

taka indywidualna sprawa, a tu ktoś próbuje upchnąć je w tabelki i podpunkty. Wspomniał

chociaż o ich płynności. Z czasem zaczęłam je odhaczać w myślach. To już mam za sobą, to

jeszcze może mnie dotknąć. Że inni tez tak mają, że inni też z TYM żyją.

Pomogły tez

codzienne rozmowy z Alkiem. Poranne rozmowy, tuż po przebudzeniu, gdy otwierałam oczy i mój

wzrok napotykał jego zdjęcie. Zdjęcie rozpromienionego, szczęśliwego chłopca. Przez długi

czas nie mogłam opanować płaczu, z czasem nauczyłam się odwzajemniać uśmiech.

Trzeba

uczyć się siebie na nowo, bo tamto stare ja umarło razem z nim. „Wymyślać”

siebie na nowo. Spróbować tchnąć życie w kukłę, która z nas została. I dni jakoś same się

toczą. Choć wolno niemiłosiernie.

Cierpliwie czekać, aż zacznie się czegoś chcieć.

Gdzieś pojechać, coś zobaczyć, mieć coś nowego. I powalczyć ze skradającym się uczuciem

zdrady wobec dziecka. Jak ja mogę się z czegoś uśmiać, pozwolić na jakiejś wyjście, nowy

zakup gdy moje dziecko nie żyje i jest zakopane pod ziemią. Zdrada! Zdrada! – krzyczy

coś w środku. Zapomniałaś o swoim dziecku? Wyrzuciłaś je z pamięci?

Kanty bólu z

czasem łagodnieją, powoli zaczyna sączyć się radość. Przez chwilę można znaleźć ukojenie,

odetchnąć głębiej. Na początku się TEGO nie zauważa, ale TO jest. Niezależnie od nas.

Niejako siłą inercji. Jak i większość naszego życia.

Sinusoida lepszych i gorszych

dni krąży niespokojnie. To się wspina; to opada.

Czas rozdzierania i czas zszywania.

Czas beznadziei i czas nadziei.

Co i raz dopada mnie myśl jak to możliwe, że ja żyję

i dalej "w miarę normalnie", gram w tym filmie bez jednego aktora. A ze światem

nie stało się nic. Śnieg spadł jak zwykle w tym roku w urodziny mojego syna. Jak gdyby nigdy

nic.

To późniejsze PO, już nieco spokojniejsze, wcale nie będzie takie

„cacy”, choć czasami „okraszone” jeszcze nowym dzieckiem. To życie

odarte z poczucia bezpieczeństwa, z poczucia jakiejkolwiek kontroli nad życiem swoim i

swoich bliskich.

Ale żyjemy, a każdy dzień przybliża nas do spotkania... 


  Temat Autor Data
*  Jak żyć? mharrison 12-12-2005 17:39
  Re: Jak żyć? Kartoflanka 12-12-2005 18:12
  Re: Jak żyć? zorka 12-12-2005 19:09
  Re: Jak żyć? kasia 13-12-2005 08:37
  Re: Jak żyć? JPG picture Jola 13-12-2005 10:59
  Re: Jak żyć? Elwira 13-12-2005 16:13
  Re: Jak żyć? edi7 15-12-2005 19:05
  Re: Jak żyć? agawt 15-12-2005 21:57
  Re: Jak żyć? mharrison 20-12-2005 15:38
  Re: Jak żyć? Kartoflanka 20-12-2005 19:04
  Re: Jak żyć? T.A.M. 07-09-2009 20:49
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora