Naprawdę myślicie, że Bóg, że niebo istnieje? Że ten "dobry" Bóg chciałby, żebyśmy cierpiały, żeby nasze dzieci cierpiały, żeby rodziły się chore. A może uważacie, że sobie na to zasłużyłyśmy, że to kara? Taką teorię usłyszałam od księdza, który przyszedł do nas po kolędzie. Przyjęłam go, bo myślałam, że będę mogła o tym wszystkim porozmawiać z mądrym człowiekiem, że mnie pocieszy, opowie właśnie o Bogu, o niebie. A on powiedział, że to znak, bo żyjemy bez ślubu, nie chodzimy do kościoła, nasza starsza córka jest nieochrzczona. Czyli, że to taka nasza pokuta. Wy też tak uważacie? Że to kara za nasze grzechy? A kiedyś wierzyłam bardzo. Ale też dawno temu odsunęłam się od kościoła. Nie chcę takiego Boga i to nie chodzi o złość, o śmierć mojego dziecka. Nie chcę Boga okrutnego, który karze, mści się, zsyła na ludzi nieszczęścia, katastrofy, w których giną setki tysięcy ludzi. Ja wolę wierzyć, że mój synek kiedyś do nas wróci, może w innym ciele, w innej postaci... Ja myślę, że to nie Bóg pomaga, tylko to, że po okresie tej największej żałoby i największego, trudnego do zniesienia bólu, otwieracie się na świat, na innych ludzi, na życie. Może te cuda i ludzie pojawiali się na Twojej drodze już wcześniej, tylko tak bardzo zamknęłaś się w swoim bólu, że po prostu ich nie dostrzegałaś? A z drugiej strony zazdroszczę Wam tej wiary, tego, że macie swoje pocieszenie, że dzięki temu łatwiej Wam oswoić ból. Nie chciałam Was urazić i przepraszam jeśli komuś sprawiłam przykrość tym, co napisałam, ale myślę, że Bóg nie ma żadnego udziału ani w śmierci naszych dzieci, ani w tym, kto staje na naszej drodze.
|