Nigdy go nie chciałam dla misiów, przytulanek, różowego pokoiku. Nie marzyłam o całowaniu małych stópek, ciupkich śpioszkach, czy gugania przed snem. Po prostu chciałam się sobą podzielić. Naturze oddać zadość. Stać się całością, bo rozdzieloną, bo w kimś.
A kiedy mając już wszystko – od tęczówki po zalążki paznokci odeszło, zapytali co mam zrobić ze zwłokami. Nigdy się nie jest na to przygotowanym. Niedokończone dzieło , rozpuszczany, porwany ludzki płód, co z nim zrobić.. Zakopałam go głęboko. W miejscu niedostępnym, bezludnym swojej glowy. Śmierdzi przeważnie nocami.
Jeśli wszechmocny był to stał spokojnie. Nigdy ze mną nie zapłakał. To rzecz kobieca - natura wzburzona, instynkty w niespełnieniu. Nic dla niego, nic boskiego.
A może nawet nie. Może wybrał to już dawno. Może lubi naznaczać cierpieniem. Dobry ojciec, nocami odwiedza swoje dzieci – cicho wkrada się do pokoju, na ustach kładzie palec – a rękę na brzuchu. Wychodząc mówi – żyj dobrze, mój ty mały zuchu… a.
|