Mija już 5 lat od śmierci mojego Pawełka i ponad rok od śmierci Darii. Wielokrotnie czytałam Wasze posty o tym, jak Wam się śnią Wasze dzieci,jak zapalacie im światełka, czytam o rozpaczy,osamotnieniu i wreszcie o Waszych wyrzutach sumienia. Nie było dnia żebym nie myślała o moich utraconych dzieciach i nie było dnia, zebym nie zadawała pytania dlaczego? Po co Ci Boże potrzebne moje dzieci? Dlaczego ta tragedia spotkała mnie aż dwukrotnie? Poszukiwałam odpowiedzi na to pytanie u psychiatry, księdza, osieroconych matek, wróżbitki, psychologa, jasnowidza z Australii. Żadna z tych osób nie udzieliła mi odpowiedzi.
Dopiero teraz w święta Wielkanocne przyszła taka myśl, która mi dała ukojenie. DUSZA KAZDEGO CZłOWIEKA, NAWET NASZEGO MALEŃKIEGO DZIECKA JEST WOLNA. I TO WłAŚNIE TA DUSZA WYRYWA SIĘ DO BOGA, TO TYLKO ONA WYBIERA KIEDY CHCE ODEJŚĆ OD NAS DO WIECZNEGO SZCZĘŚCIA. To nie nasza wina, że nie donosiłyśmy ciąży, czy obdarzyłyśmy dziecko wadliwym genem, czy chromosomem, czy poród został źle odebrany, lub ciąża była źle prowadzona. To nasze dziecko samo zdecydowało o swoim odejściu. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że kiedyś się znowu spotkamy - w lepszym życiu.
|