Tomcio był oczkiem w mojej głowie. I wszystko było dobrze do czwartego miesiąca. Wtedy zaczeły się problemy z oddychaniem. Pojechaliśmy do Warszawy na korektę żuchwy i podniebienia. Miało być 10 dni i bezpieczeństwo. Wychodząc z domu czułam, że już nigdy nie wrócę tu z Tomciem, że to ostatni raz jak mój Malec widzi swój pokój. Swierdzono brak możliwości intubacji. Pobyt się przeciągnął. Lekarze mówili że trzeba zaczekać. Czekaliśmy ale żaden lekarz nie zaintubował Tomcia. Kiedy go dotykali on nagle robił się sino-zielony, parametry na monitorach spadały, serce zwalniało. Gdy się odsuwali wszystko wracało do normy. Otwarcie o tym mówili. Mówili że to dziecko niedaje, nie pozwala sobie pomóc, że ich nie dopuszcza. Mówili że nigdy nie widzieli tak perfidnego malucha, tak utrudniającego pomoc. A jednocześnie tak uśmiechniętego i radosnego, tak silnego i tak szybko regenerującego siły po podduszeniu. Mówili że ma w sobie niesamowitą wolę życia i walki o życie, a jednocześnie nie daje sobie pomóc. Podziwiali go. Mówili Że się budzi po podduszeniu i głupio uśmiecha. Żaden lekarz go nie zaintubował. Wtedy mi zaczeło się śnić, że powinnam pozwolić mojemu Synkowi odejść, śniła mi się Matka Boska mówiąca że się nim zaopiekuje, że u niej będzie mu dobrze ale ja muszę pozwolić mu odejść. Myślałam że to matczyny strach. Rozmawiałam z każdym lekarzem. Każdy mówił to samo. Nic się nie da zrobić. Jeśli lekarze w tym szpitalu zawiedli, szukaliśmy w innym. Wszyscy mówili to samo. Sen się powtrzał. Szukałam lekarza, który powie coś innego ale taki się nie znalazł. Do wróżki poszedł mój mąż, ja byłam z Tomciem, poszedł bo oboje szukaliśmy ratunku dla dziecka. Liczyłam że usłyszę że mój sen to strach, że zdjęcie które zrobiłam Tomciowi to wymysł mojej zflustrowanej wyobraźni (po którymś takim śnie tłumaczyłam Matce Boskiej ze chcę wiedzieć jak będzie wyglądał mój jak dorośnie że chcę żeby żył ze mną), na tym zdjęciu Tomcio ma ok30 lat (mam je do dziś-pokazałam znajomym widzą to co ja).. i że istnieje lekarz który ocali Tomcia. Niestety tak się nie stało. Wiem że życie za życie nie jest w Boskim stylu... ale wtedy wydawało mi się że może moja dusza wystarczy Bogu i sprawi że mój Synek nie będzie musiał cierpieć. Mój mąż pomyślał tak samo. Choć byliśmy daleko od siebie mieliśmy te same myśli - chcieliśmy szczęścia i końca cierpienia dla naszego Tomeczka. I obojgu wydawało nam się że jak wszystko co ludzkie zawiodło, a mi się śnią takie rzeczy, to może choć tak Bóg wysłucha naszych próśb o szczęście i normalne życie dla Tomcia.... i w pewien sposób Bóg nas wysłuchał. Tam gdzie teraz jest Tomcio napewno nie cierpi, nikt mu nie wpycha na siłę rurek do noska.... Napewno jest szczęśliwy... tyle że wtedy ja to szczęście widziałam innaczej... Czułam śmierć Syna i choć robiłam co mogłam niczego nie udało się zmienić.
Wybacz ale nie uważam się za wróżkę czy proroka... ale czułam i widziałam śmierć Syna, śniłam o tym przez cztery miesiące... i tak się stało choć walczyłam... Nie wiem czemu Bóg mnie obdarzył takim "darem" na ten czas, ale to było jak przekleństwo... wierz mi że wolałabym niewiedzieć i nie czuć tego co czułam... a tym bardziej wolałabym o tym nie śnić...
Tomcio przeżył tracheo choć wszyscy mówili że umrze w tracie zabiegu.. był bardzo obolały, opuchnięty i wściekły... i w świetnej kondycji... lekarze aż się dziwili.. uśmiechnoł się po słowach "jeśli ci tu źle, jeśli cierpisz idź Synku" gdy usnoł i głaskałam go po główce powiedziałam "oddaję ci swego jedynek Syna Boże, zapewnij mu szczęście, jeżeli mój Syn ma cierpieć, jeżeli nie ma absolutnie żadnej sznsy na wyleczenie, jeżeli jedyną możliwością życia bez bólu i cierpienia jest pójście do Ciebie to weź mojego Syna" ... w nocy czułam że coś się stanie... dzwoniłam ... wszystko było ok... rano ustała akcja serca i choć setki razy lekarze przywracali mu oddech tym razem im się nie udało...
Dlaczego Tomcio? Żaden człowiek mi na to nie odpowie. Mój Syn z jakiego powodu był wyjątkowym dzieckiem.
Co dalej? Jeden z lekarzy na to pytanie odpowiedział mi tak: "Mama, trzeba zacisnąć zęby i żyć dalej. Jeśli Tomek umrze to znaczy że taka była wola Boża, my nic nie możemy zrobić."
Pisz kiedy chcesz, ja również serdecznie pozdrawiam buleczka
Mama Tomcia (22.06.2007 - 14.02.2008) http://tomuskaczorowski.pamietajmy.com.pl
|