Droga Neibos,
Dawno mnie tutaj nie było.. Wzruszyłam się czytając Twój ostatni post, bardzo Ci dziękuje.Przeczytałam go już chyba z setki razy i za każdym razem nie jestem w stanie powstrzymać łez. Ja chyba nie jestem jeszcze w stanie w ten sposób myśleć, nie czuje się wyjątkowa, wręcz przeciwnie - czuje się gorsza, bo przecież ja nie donosiłam swojej ciąży. Ostatnio tak obserwuje kobiety z dziećmi i zastanawiam się dlaczego mnie się nie udało. Daleko mi jeszcze do myślenia, że mój syn mógłby być ze mnie dumny.
Minęło już ponad 5 miesięcy od jego śmierci, a ja staram się żyć normalnie, podobnie jak Ty kiedyś, próbuje być ciągle czymś zajęta, dużo pracuje, uciekam w sport, hobby, adoptowaliśmy pieska...i tak odliczam dni do czasu aż znów będę mogła zajść w ciąże. Ten rok, który musimy jeszcze poczekać, wydaję mi się być całą wiecznością...
Jeżeli chodzi o reakcje ludzi, to chyba bardziej przeszkadza mi brak reakcji. Nikt już nie mówi o moim synu, nikt nie pyta jak się czuje, wolą nie poruszać tego tematu, żeby przypadkiem mnie nie zranić. A ja jak nigdy czuję właśnie potrzebę, żeby rozmawiać, wspominać... Wczoraj byliśmy na spotkaniu z lekarzami, którzy zajmowali się naszym synkiem. W Hiszpanii są takiej procedury, że kiedy emocję trochę ostygną, zapraszają Cię na taką rozmowę, żeby jeszcze raz wszystko wyjaśnić i odpowiedzieć na ew pytania. Po raz kolejny przeżyłam śmierć mojego dziecka, powróciły dawne emocje, żale, wyrzuty sumienia. Po raz kolejny usłyszałam, że mieliśmy pecha, że takie przypadki jak nasz się praktycznie nie zdarzają. Tylko czemu akurat przydarzyło się to nam? Gdyby nie komplikacje podczas operacji, mój synek byłby teraz ze mną...
|