Wczoraj w szkole rozmawiałam z kobietą będącą w ciązy której dziecko od niedawna chodzi do klasy z Karoliną. (Do tej pory nigdy nie miałam odwagi zagadnąć na jakikolwiek temat bo po prostu miałam żołądek w gardle). Rozmawiałyśmy o dzieciach, a potem zapytałam jak się czuje bo widać, że to już końcówka ciąży i gdy powiedziała, że sączą się jej wody płodowe to w myślach przebiegło mi że już bym dzwoniła na pogotowie, a jej dziecko odprowadzę do domu. Ta pani spokojnie o tym mówiła, bez stresu, żartowała. Tak się stało, że nie wiem dlaczego zaczęłam opowiadać, że ja też byłam w podobnej sytuacji, tylko ja byłam w 27 t.c Streściłam swoją historię w minutę. Gdy skończyłam spojrzałam na jej minę i zaczęłam jakoś tak głupio się tłumaczyć. Czasami mam wrażenie że opowiadam o Kacperku w jakimś zbyt wesołym tonie, jakby nic takiego się nie stało. Czasami żałuję, że w ogóle coś mówię, bo mam wrażenie, że ludzie myślą, że śmiercią można się zarazić.
Kacperku ((**)) ((**))
|