Smutna, bo pełna tęsknoty, rozpaczy, beznadziei… Pełna bólu i łez. Niespełniona… Dziś mija rok od Jej odejścia. Rok. Koniec żałoby. Ale czy można matczynemu sercu nakreślić jakieś granice…? Czy można powiedzieć, że to właśnie dziś należy odciąć się od przeszłości, przestać kochać i tęsknić, już nie myśleć, nie płakać, nie pamiętać…? Jak mam zapomnieć, jeśli Ona – moja Maleńka - obecna jest w mojej głowie przez cały dzień? Budzę się z myślą o Niej i zasypiam z jej wspomnieniem pod powiekami. Moja dziecinka rośnie w mojej głowie: pierwszy uśmiech, pierwszy ząbek, pierwszy kroczek…
Historia, jakich wiele na tym forum, a jednak inna, bo moja…: wzorcowa ciąża, krwotok w 36 tc, cesarka, przebudzenie. Lekarz, który nie umiał spojrzeć mi w oczy. „Niestety, dziecka nie udało się uratować.” Słyszałam słowa, ale nie rozumiałam ich sensu. Moje… dziecko…? Moje…? Potem runął mój świat, ale nikt tego nie słyszał… Bolesne pożegnanie: ja, mój mąż i Ona: wyczekana, wytęskniona, ukochana… Taka piękna, tak cudownie doskonała… Czy ktoś tak idealny może być tak cholernie… martwy…? Nie zgodziłam się na sekcję. Złamana bólem nie mogłam znieść myśli, że będą kroić jej maleńkie ciałko… W niedzielę stwierdzono u mnie ostrą niewydolność nerek. Kolejne dializy… W sumie dwa tygodnie w szpitalu. Pogrzeb… Naszą dziecinkę pochował mój mąż, sam. To on wybrał ubranko, on niósł trumienkę, on oddał ją ziemi… Nie pomyśleliśmy o tym, by włożyć Jej zabawkę albo smoczek. Z drugiej strony, wraz z nią pochowaliśmy kawał naszego serca… W szpitalu budziłam się kilka razy każdej nocy sprawdzając brzuch z rozpaczliwą nadzieją, że to tylko koszmarny sen. Ale to nie był sen… Trudny powrót do domu… Musieliśmy przeprowadzić wtedy wiele ciężkich rozmów – z rodziną, przyjaciółmi. Najtrudniejszą z nich była ta z naszą starszą córeczką. Jak wytłumaczyć dziecku, że jej siostrzyczka nie żyje…? Desperacka próba wyręczenia nas z tego mojego taty -porównał Gabrysię do kwiatuszka, który miał za mało wody i zwiędnął… Śmierć Gabrysi dość mocno zweryfikowała listę naszych przyjaciół. Są wśród nich tacy, którzy do dziś się do nas jeszcze nie odezwali, tacy, którzy nas unikają. Ale są i tacy, bez których wsparcia i pomocy przeżywanie naszej żałoby byłoby jeszcze trudniejsze. Im właśnie dziękuję za wspólne łzy i milczenie… Dziękuję za wszystko. Jednak moim najlepszym przyjacielem okazał się w tych trudnych chwilach mój mąż. Był przy mnie, fizycznie i duchem. Został na ginekologii ze mną, potem jeszcze na nefrologii. Ocierał łzy, zwilżał spierzchnięte usta, mył, towarzyszył przy dializach… Nie spał, by pomóc w każdej chwili. Myśli, że ja nie słyszę, kiedy on płacze. Twardziel. Chce być silny dla mnie i naszej córeczki. Dziękuję Ci za to, że byłeś i jesteś. Kocham Cię. Moim wsparciem, moją nadzieją i całą radością była i jest moja starsza, dziś dziewięcioletnia córunia. Wykazała się większą empatią niż nasi dorośli znajomi. Wszystkich odwiedzających już w przedpokoju ostrzegała: nie rozmawiajcie z mamusią o Gabrysi, bo znów będzie płakać. Zrywała etykietki z wody mineralnej Żywiec – początkowo nie wiedziałam czemu, jej troskę zrozumiałam dopiero po pewnym czasie. Na spacerze zawsze umiejętnie kierowała mną tak, bym nie natknęła się na matki z małymi dziećmi. I wreszcie jej pocieszenie: mamusiu, nie płacz, ja Cię będę kochała za nas obie… Kocham Cię, moja córeńko.
Dziś, po roku, wcale nie jest mi łatwiej. Żyję, pracuję, rozmawiam z ludźmi, uśmiecham się. Oni myślą: jest dobrze, przeszło jej. Ale oni nic nie wiedzą. Nie wiedzą, że jeszcze nie odważyłam się włączyć radia, by posłuchać muzyki, nie wiedzą, że nie idę do fryzjera, bo wcale nie chcę ukryć tych nowych siwych włosów, nie wiedzą, że nie robię makijażu, bo za szybko spływa ze łzami…
Gabrysiu, chciałam Ci złożyć cały świat u stóp, a mogę złożyć tylko kwiaty na Twym grobie... To tak boli, tak bardzo boli... Kocham Cię, moja maleńka...
------------------------------ 03.07.2010 skończył się świat, i nikt tego nie zauważył...
|