W Święta Bozego Narodzenia przyszła na świat nasza ukochana córeczka.Juleńka ważyła 3620g 54 cm i dostała 10 pkt. Niestety nasze szczeście nie trwało zbyt długo juz po kilku godzinach pojawiły sie problemy z oddychaniem,wzieli ją na badania,zabrali mi ją do inkubatorka,pózniej dowiedziałam sie że ma powiekszone serduszko,rozszczep podniebienia miekkiego i na zajutrz została przewieziona do szpitalika dziecięcego gdzie przeprowadzono echo serca.Badanie to wykazało poważną i bardzo rzadką wade serca wspólny pień tętniczy.Pani dr kardiolog uspokajała że ta wada jest do zoperowania przed ukończeniem pierwszego miesiaca życia. Dla nas to był cień nadzieji że córcia bedzie zdrowa.Niestety kolejne badania wykazały,że Juleńka oprócz tej poważnej wady serca, nie ma grasicy,nerki,że ma hipokalcemię i może to być zespoł wad tzw zespół Di Georga. Ta wiadomość zwaliła nas z nóg,tym bardziej że nie widać było choroby po naszym SKARBIE.Julcia nauczyła się normalnie jeść z butelki mimo rozszczepu podniebienia, dawała sobie rade.Jej duże ciemne oczka spoglądały na nas a ona sama obdarowywała nas bezzębnym uśmiechem.To były chwile których nie zapomnimy do końca życia.Byliśmy z nia na zmianę, ja,mąż który zostawał z nia przez pierwszy tydzień prawie non stop,ponieważ ja wyszłam ze szpitala w drugiej dobie i nie byłam w stanie sie nią zająć od początku,potem pomagała nam moja siostra i tesciowa, kochana kobieta.Razem z mężem postanowiliśmy,że musimy naszą córeczkę ochrzcić, i tak też się stało.Juleńka została ochrzczona przez księdza w szpitalu. Za parę dni dostałam wiadomość że P.dr kardiolog udalo ustalić termin wizyty w CZD w Warszawie gdzie nasza córeńka miała zostać zoperowana to miał być 13 styczeń.bardzo nas ta wiadomość ucieszyła, choć zdawaliśmy sobie sprawe jak poważna jest cała sytuacja.Czekaliśmy więc z nadzieją,ale niestety 8 stycznia w piatek nasza Juleńka przestała oddychać(godz 12),mimo reanimacji która trwała ponad godzinę Jej serduszko nie wróciło do nas,nasza córeczka odeszła na zawsze(godz 13.19),poszerzyła grono aniołków w niebie.A my wyliśmy z rozpaczy za naszym dzieckiem. To nie koniec,dowiedzieliśmy się że Juleńka musi mieć zrobiona sekcje zwłok,nie chcieliśmy żeby jej ciałko było "krojone" ale musielismy się zgodzić bo lekarze nie chcieli jej zwolnić z sekcji,tłumaczyli że to także dla naszego dobra,bo jesteśmy młodzi i napewno bedziemy chcieli miec dziecko,a wyniki z sekcji dadzą pełny obraz przyczyny śmierci,być może chodzi tu o podłoże genetyczne,dlatego też musimy zrobić badania genetyczne gdy dostaniemy wyniki z sekcji. Kolejnym krokiem który musieliśmy zrobić to załatwienie wszystkich formalności i pogrzeb,nie było to łatwe,ciągle widzę moją ukochaną JULEŃKĘ w trumnie, wyglądała jak prawdziwy śpiący aniołeczek, i głebi duszy czuje,że jest NASZYM ANIOŁKIEM który bedzie nad nami czuwał kamyk
|