dlaczego.org.pl  
Forum dlaczego.org.pl  >> STRATA DZIECKA
Nie jesteś zalogowany!       

Nasza IskiereczkaHits: 644
zlamaneSerce  
18-09-2007 17:44
[     ]
     
Wczoraj przez przypadek znalazłam się na stronie "dlaczego".Serce ściśnęło mi się z bólu i rozpaczy. Od czasu odejścia naszej Iskiereczki minęlo już prawie 4 lata. Ból jest już ciut mniejszy, ale serce nadal krwawi. A oto nasza historia.
14 września 2002 roku wraz z wejściem w życie małżeńskie odstawiłam tebletki antykoncepcyjne i postanowiłam wypróbować metody naturalne. Kiedy minęło już sporo czasu a ja nadal nie miałam miesiączki (czemu się nie dziwiłam bo tak często jest po odstawieniu) poszłam do ginekolog po tabletki na wywołanie. Okazało się, że najwidoczniej jestem w ciąży. Szok, zdziwienie, przerażenie a później niesamowita radość. Miałam zrobić test żeby potwierdzić diagnozę. Domowy z wrażenia źle zrobiłam, nie wyszedł. Pojechałam więc zrobić test z krwi - wynik pozytywny!!!!! Od razu zwolnienie lekarskie bo miałam ciężką pracę. Kupiliśmy buciki i oznajmiliśmy wspaniałą wieść rodzinie i znajomym. Gratulacje ze wszystkich stron. Relaks w domu, czytanie prasy dla ciężarnych, uczucie dumy, że kształtuje się we mnie fasolka. Dokładnie tydzień po wyniku z krwii żle się czułam już od rana. Dziwnie. Zaczęłam plamić. Pomyślałam, że to nic takiego, przecież tyle kobiet plami jeszcze w ciąży. Ale pojechałam do ginekolog. Dostałam zstrzyka na podtrzymanie ciąży i jazda do szpitala. Tam zrobiono mi usg dopochwowe. Szukaja dziecka, nic nie widać. Mówią mi, że albo już poroniłam albo to ciąża pozamaciczna. Dodają, że lepiej dla mnie żeby było to pierwsze. Rozpacz, szaleńczy szloch. Pan doktor przyjmuje mnie po kilku minutach od badania, patrzy na mnie jak na wriatkę i pyta dlaczego ja wogóle myślę, że byłam w ciąży. Poczułam się jakbym dostała po twarzy. Taka bezduszność. Pokazuję mu wynik z krwi. Zmieszał się, zdziwił. Odesłano mnie do domu bo nie było miejsca w szpitalu. Kazali przyjśc do przychodni przyszpitalnej na pobranie krwi. Na podstawie wyniku twierdzą,że ciąży nie było. Nie potrafią wyjaśnić dlaczego mój wynik był pozytywny. Odsyłają do domu. Nie mogę wytrzymać z bólu, czuję jakby coś cały czas ciągnęlo mnie do dołu. Czuję ból kości w pochwie? Robią mi jeszcze dwa usg, wynik zamazany, nic nie widać. Twierdzą, że sobie ciążę uroiłam. Krwawienie ustaje, ale pozostaje ten dziwny ból i brunatne plamienie. Idę z płaczę do swojej ginekolog. Dostaję czopki, ból znika. Plamienie pozostaje. Moja ginekolog kieruje mnie do Matopatu, prywatnej kliniki z którą mają podoisaną umowę na zabiegi na koszt Kasy Chorych. Przyjmuje mnie wspaniały doktor, bada, robi usg. Potwierdza, że z usg nic nie można wyczytać, ale te plamienie nie jest normalne, więc chociaż nie jest pewny czy ciąża jednak była, zrobi na wszelki wypadek łyżeczkowanie. Wspaniałe podejście do człowieka, wspaniała opieka. Z niecierpliwością czekam na wynik. Oczywiście potwierdza on poronienie samoistne. Przyczyna nieznana. Czyli jednak nie zgłupiałam. Nie uroiłam sobie. Czyli jednak światełko mojej Iskiereczki zgasło. Rozpacz nie znająca dna, szloch, żal do Boga, nie możność patrzenia i dotykania jakiegokolwiek dziecka. Popadnie niemal w depresję. Jednak mąż trwał przy mnie. Kiedy zobaczył, że pogrążam się z każdym dniem coraz bardziej potrząsnął mną i nakrzyczał na mnie jak nigdy. Kazał się wziąść w garść, bo to i tak nie zwróci życia naszej Iskiereczce. Najpierw miałam do niego niesamowity żal za to jak mnie potraktował. Jak on mógł? Ale wkrótce zrozumiałam go. Bał się o mnie, nie chciał i mnie stracić. Z bólem krwiwiącego wciąż serca podnosłam się. Chciałam jak najszybciej być w ciąży. Tylko to mogło mnie uleczyć. Po kilku miesiącach starań poddałam się. Widocznie nie dane mi być matką. Pomyślałam, że czas znowu iść do pracy. Następnego dnia postanowiłam zrobić ostatni test ciążowy. Dwie kreski!!!!!! Zaskoczenie, łzy szczęścia. Pobiegłam zrobić jeszcze test z krwi. Pozytywny. Radość męża gdy spojrzał na moje oczy przepełnione szczęściem i nadzieją. Rodzina podeszła tym razem ku mojemu zdziwieniu do mojej drugiej ciąży z niedowierzaniem. Czy aby napewno jestem. Co niektórzy nadal uważają, że Iskiereczki nie było. Jednak byłam i wtedy i teraz. Czy czułam radość z drugiej fasolki rozwijającej się we mnei? Tak, ale była to radość wyciszona. Bałam się, że gdyby znowu coś się stało tym rzem bym się już nie podniosła. Więc czułam się tak jakby tak nie do końca mnie dotyczyła ta ciąża. Trzy razy leżenie w szpitalu na patologii. Najpierw podejrzenie,że maleństwo jest za małe jak na swój wiek więc może coś niedobrego się dzieje. Na szczęście było ok. Kolejne dwa razy zbyt niskie tętno dziecka podczas KTG. Może pępowina się zaciska na szyji maleństwa? Kolejne usg. Wszystko w porządku. Być może tylko przygniata ciałkiem pępowinę. Poród wywoływany. Tętno znowu bardzo niskie. Wreszcie koniec, udało się!!! Urodziałam zdrowego synka. 10 pkt. Niestety następnego dnia zapalenie płuc i hospitalizacja przez 10 dni. Wreszcie w domu.
Mój synek ma już ponad 3 lata. Teraz rozpoczeliśmy starania o kolejne maleństwo. Mimo wszystko strach pozostaje. Co tym razem mnie czeka? Czy wszystko będzie ok? Jednak jest już inna świadomość. Zawsze jest już nasz Dawidek. A Iskiereczka w naszych sercach. Oby było mi kiedyś dane ją przytulić, poczuć. Powiedzieć jak bardzo jest kochana. Ale srece na myśl o niej nadal ściska się z bólu. Już tak nie boli, ale mimo wszystko nadal krwawi.
Kiedy staraliśmy się o Dawidka pojechaliśmy do Lichenia, sanktuarium Matki Boskiej. W pewnym momencie niespodziewanie weszliśmy do komnaty nienarodzonych dzieci. Rozpłakałam się, nie mogłam się uspokoić. Miesiąc później zaszłam w ciążę. Cud? Wysłuchanie naszych modlitw? Tak, jestem tego pewna. Dziękuję ci Matko Przenajświętsza za twe wstawiennictwo za moim malństwem. Dziękuję 
Dorota27
Ostatnio zmieniony 18-09-2007 18:03 przez dorota27

  Temat Autor Data
*  Nasza Iskiereczka zlamaneSerce 18-09-2007 17:44
  Re: Nasza Iskiereczka mama Oliwki 18-09-2007 19:43
  Re: Nasza Iskiereczka zlamaneSerce 18-09-2007 22:28
::   w górę   ::
Przeskocz do :
Forum tworzone przez W-Agora