Ja też straciłam córeczkę przez (prawdopodnie) pępowinę. Urodziłam Juleczkę martwą w 41 tyg. Lekarz powiedził mi, żeby odczekać minimum 6 miesięcy i dać organizmowi odpocząć, bo to była w końcu donoszona ciąża. Inny jednak lekarz, u którego byłam w niecałe 5,5 miesiąca po Jej śmierci, dał "zielone światło". Obecnie moja sytuacja zawodowa nie pozwala nam jeszcze starać się o dzidziusia, chociaż za chwilę minie 9 miesięcy. Tęsknota za byciem mamą tu na ziemi jest straszna, i doskonale Cię Mirello rozumiem. Tym bardziej, że wokół mnie coraz więcej ciąż. Ale jak przeczytałam post Emki to aż mnie zmroziło. Pokazało mi to, że psychicznie można nie dać rady "unieść" kolejnej ciąży - a ja bardzo się tego boję (i mój mąż też). Emko, pomyślałam sobie że może to i lepiej, że ja z takich czy innych względów zmuszona jestem odczekać rok? Życzę Ci aby wszystko było dobrze Kochana! A do Mirelli - mi jedna Aniołkowa mama (która też nie mogła tak od razu rozpocząć starań) powiedziała, żeby dac sobie czas na bycie mamą córeczki - tej w niebie. Czy gdyby Stella żyła, myślałabyś już o kolejnym dziecku? Ja też sobie zadałam to pytanie. To mi jakoś pomaga przetrwać "czekanie". Teraz staram się być przede wszystkim mamą Julki Aniołka - i przygotowac się na przyjście Jej rodzeństwa.
Dla Jasia, Stelli, Juleńki ['] Agnieszka mama Julki (*+ 41 tydz.), Pawełka (2 latka), Janka (*+ 11 tydz.) i jeszcze Kogoś - grudzień 2010
|