3 maja o 9 rano zmarla moja najdrozsza corcia Agatka. 4 czerwca skonczylaby 24 lata. Tak bardzo mi jej brakuje, zostaly buty, ubrania, mnostwo perfum, ktore tak uwielbiala .....i pusty pokoj i taka straszna cisza... Byla caly czas w domu, wsrod bliskich.Gdy odchodzila trzymalam ja za reke i nie splynela mi ani jedna lza. Jeden z madrych lekarzy z Hospicjum powiedzial mi jak sie w takiej chwili zachowywac, aby nie utrudniac odejscia. Nie wiem skad wzielam sile i opanowanie zeby nie zatrzymywac mojego dziecka na sile. Ze trzy tygodnie wczesniej mowila do mnie:" Mamus ja cie tak bardzo kocham. Mamus ja juz nie chce tu byc, juz chce odejsc. Powiedz mi mamus kiedy to nastapi." A ja wtedy w jej obecosci po raz pierwszy tak bardzo plakalam. Mowila: "Nie placz mamus, spokoj, spokoj.. Ja sie nie boje, nie boj sie, tam mi bedzie dobrze." Tak strasznie za nia tesknie, nie ma nawet jednej sekundy aby nie byla w moich myslach, nie ma dnia zebym za nia nie plakala. Rak nas pokonal, od momentu wykrycia choroby uplynelo poltora roku.Po usunieciu nerki pierwsze pol roku bylo dobrze, a potem przerzut, druga operacja, trzy cykle leczenia sutentem, w miedzyczasie profesor w Warszawie. Niestety poszlo na wezly chlonne i na pluca. Moja najdrozsza corcia, moje sloneczko, nadzieja moja ukochana byla bardzo dzielna. W czasie Terapii zrobila jeszcze prawo jazdy, kupilismy jej samochod, chociaz te trzy miesiace sobie troche pojezdzila. Ostatnie poltora miesiaca bardzo cierpiala . Bol udawalo sie opanowac, ale dusznosci mimo inhalacji, lekow, tlenu byly nie do zniesienia. Ulge przynosilo jej gdy wiecej siedziala niz lezala. Spalam po 2 - 3 godziny. Bylam na zwolnieniu lekarskim przez trzy miesiace. Bo czy ktos z Was oddalby swoje dziecko do Hospicjum, jesli moglby sie nim zajac, Czy wazniejsza bylaby dla Was praca niz ostatnie tygodnie zycia swojego dziecka??? Moi "wspaniali" pracodawcy wiedzac, ze dziecko mi umiera robili wyklady na jakie to straty narazam firme, jak wiele musza do mnie doplacac, jak firma cierpi z powodu moich osobistych klopotow. Podlosc, nie potrafie im tego wybaczyc. Nie boje sie teraz niczego, ani bezrobocia, ani nawet smierci. Boje sie tylko aby moi bliscy nie zachorowali. Czasem wydaje mi sie jakby gdzies wyjechala i tam na mnie czeka. A ja sie musze bardzo spieszyc aby wszystko zdazyc pozalatwiac i wtedy bede mogla wszystko zostawic i spokojnie do niej pojechac. Nie zycze nikomu tego co przezylam i wciaz przezywam. Nie wyobrazacie sobie jak to jest gdy musisz powiedziec swojemu dziecku:masz raka i krzyk ;Mamo ja nie chce umierac. Robisz wszystko co mozliwe, szukasz w internecie, kupujesz wilcakory i inne wynalazki, modlisz sie bezustannie, dajesz na msze blagasz Boga, zeby Ciebie zabral a Twemu dziecku dal zdrowie i oszczedzil cierpienia i masz ciagle nadzieje. A potem nie masz juz nadziei i watpisz czy Bog w ogole istnieje. Az wreszcie blagasz go tylko o jedno: aby Twoje ukochane dziecko nie cierpialo, zeby sie przestalo bac.A Bog - jesli taka jego wola zeby zabral je do siebie, ale zeby juz przestalo cierpiec. Powiedzcie mi jak zyc, jak robic zwykle zakupy gdy wszystko az krzyczy: to lubila Agatka, to by zjadla, to by chciala ubrac, tak by powiedziala..... w czasie choroby mialam wokol siebie zyczliwych i dobrych ludzi. Prawda jest, ze przyjaciol poznajemy w biedzie. I teraz nie jestem calkiem sama, ale nie moge w nieskonczonosc rozmawiac z nimi o tym samym. Chociaz mowia, ze mam gadac, wydaje mi sie ze maja dosc i nie do konca potrafia zrozumiec. Ps. Umiescilam powyzsze slowa w czerwcu na forum gazety wyborczej "zaloba..."- znalazlam tam wsparcie i zrozumienie. Niedawno dowiedzialam sie o tym forum. Dzis troche tu poczytalam. Jest tak wiele osob ktore cierpia wciaz tak samo jak ja Pozdrawiam Halina-mama Agatki
|