"Sala szpitalna 9 maja 1987...powitałaś mnie głośnym krzykiem...moja maleńka, wymarzona córeczka.
Sala szpitalna 16 lipca 2007...pożegnałaś mnie bezgłośnym uśmiechem...moja maleńka,wymarzona córeczka. Te dwa dni najważniejsze pozostaną w moim życiu, a między nimi czas radości i trosk, który dany był nam razem przeżyć".
Miała 20 lat,piękna, ciepła,kochana przez ludzi,zaprzyjażniona z Bogiem.Byłam z niej taka dumna.Moja Ksenia.Po wygranej walce,po 3 miesiącach nawrót choroby,po dwóch tygodniach odeszła.A moje życie...tutaj nie muszę opowiadać jak wygląda teraz.Chcę rozmawiać,opowiedzieć komuś jak dzielnie,z usmiechem zastygła, jak trzymałam w ramionach to ukochane ciało.Nie mam z kim, nie mam komu.Wśród wielu ludzi jestem z tym sama.Rodzina,przyjaciele, znajomi dyskretnie milczą.Oni myślą,że ból zadadzą lub może nie potrafią czy nie chcą rozmawiać,a ja boje się wychodzić z tym do nich.Utworzyłam stronkę, epitafium i tam sobie do niej piszę.Mieszkam blisko Warszawy.Może ktoś wie gdzie są jakieś grupy wsparcia? Barbara
|