Jutro 1 czerwca o godz.17 minie rok i jeden miesiąc , jak odszedł mój Krzyś, moje jedyne dziecko.Przez ten czas przechodzą przeze mnie chwile zwątpienia , rozpaczy , beznadziei na dalsze życie i chęć szybkiego spotkania się ze swoim dzieckiem. Praca, i jeszcze raz praca wypełnia mi dni. Codziennie odwiedzam moje dziecko, przytulam się do jego pomnika i zadaję sobie pytanie dlaczego? Dlaczego odszedł w jednej chwili? Dlaczego nie było mnie wtedy w domu? Czy intuicja kazała mi zadzwonić do niego, usłyszeć jego głos i moment , jego oddech, gdy odchodzi na zawsze? Dlaczego Bóg nie zabrał mnie? Dlaczego tak ciężko mnie doświadczył? Za jakie grzechy mnie tak ukarał? Może wydaje się Wam to dziwne, ale często myślę właśnie w takich kategoriach. Ostatnie miesiące, przed śmiercią Krzysia były dla nas takie szczęśliwe. Jego koniec studiów,szczęście, które znalazł u boku swojej dziewczyny, pasmo sukcesów u mojej i męża pracy i wogóle, pasmo szczęścia. Jedna chwila zmieniła wszystko. Czy Bogu potrzebne są cierpiące matki?! Dawno nie pisałam na forum, jednak czytałam Wasze wypowiedzi. Dziękuję, że jesteście tu - na forum, bo dzięki Wam mogę przetrwać kolejne dni.
|