od śmierci mojego dziecka minęło wiele lat,a więc setki a może i tysjące analiz jego odejścia tak jak opowiada Mama Piotrusia też mjałam wiele sobie do zarzucenia,ale chyba jednak ,jak by stale wychodzi mi na to,że co bym nie zrobiła to ,musiało się stać.Opisywał kiedyś jeden jasnowidz że:była u niego jedna mama,której on powiedział aby w pewnym okresie bardzo pilnowała swojego syna,Mama wzjęła urlop i siedziała z nim w domu,ale po dwóch tygodniach zadzwoniono po nią z pracy,musiała się tam stawić.Wychodząc zaklinała syna aby nie wychodził z domu przyrzkł że nie wyjdzie.Ale nagle piesek koniecznie potrzebował wyjścia a więc chłopiec prawie zmuszony przez pieska wyszedł a że mieszkali na Powiślu w Warszawie poszedł nad Wisłę piesek wpadł do wody chłopiec zaczął go ratować i sam wpadł i już nie wyszedł Mama mimo że pilnowała to nie upilnowała bo chyba jednak tak musiało być. Więc chyba to jednak ta świeczka.Tylko po co tam na Górze aż tyle takiej młodzierzy? A tutaj tyle tragedji.
|