07.03.07 swiecilo sloneczko ja,moja stefcia i lusia ktora nioslam na rekach poszlysmy do pracy,tak tylko nie chcialo sie siedziec w domu.do mojej siostry przyjechala kolezanka z corka.stefcia sie z nia bawila,potem przyszly wziely sobie kubusie i poszly...nie moge pojac jak wpadly do tego stawu,byly barierki,poza tym stefka nigdy tam nie wchodzila,bala sie wody.na pomoscie zostaly kubusie i buleczka,natalka zyje a mojej stefci juz nie zobacze,byla moim aniolem,pomagala mi bo czasem bylo mi ciezko,mowila kocham cie mamusiu,damy rade a teraz jak mam dac sobie rade?stefcia nie chciala z nikim zostawac wiec zawsze zabieralam ja ze soba,nawet do kosmetyczki,do pracy,spalam z nia wiec nawet nie moge sobie wyobrazic ze zyje,jedno wielkie nic...mam jeszcze ludwike,ma 5 mies,opiekuje sie nia teraz moja mama,spedzam z nia sporo czasu ale jest mi ciezko,nie potrafie jej sie oddac cala.widze ja wszedie,byla bardzo madrym,opiekunczym dzieckiem,kochanym.nie moge sobie poradzic z tym ze tak sie stalo,tak bardzo zazdroszcze tamtej mamie tego najwiekszego szczescia,zanim przyjechala karetka szlam do ulicy zeby skonczyc ze soba,ale pomyslalam ze ja uratuja i co wtedy... modlilam sie z calego serca,ze wszystkich sil ale nic to nie dalo.moja kochana Stefunia...
|